Le Monde” oskarża Pałac Elizejski. 13 września szacowny dziennik oznajmił na pierwszej stronie, że składa w prokuraturze doniesienie o łamaniu tajemnicy dziennikarskiej przez nieznaną osobę. Osoba jest nieznana, ale instytucja jak najbardziej – chodzi o francuski kontrwywiad, który w połowie lipca bez nakazu sądowego zdobył billingi wysokiego rangą urzędnika ministerstwa sprawiedliwości i na ich podstawie ustalił, że to on musiał być informatorem dziennikarza „Le Monde”, piszącego o aferze Bettencourt. Zdrajcę z gabinetu oddelegowano do tworzenia sądu apelacyjnego w Gujanie Francuskiej. Sprawa jest tym bardziej kuriozalna, że ekipa Sarkozy’ego złamała własne prawo – to ona na początku tego roku poszerzyła ochronę tajemnicy dziennikarskiej. Kontrwywiad potwierdza wykonanie zadania, ale zastrzega, że działał „w interesie państwa”.
Interes państwa to w dzisiejszej Francji interes prezydenckiej partii UMP i jest z nim sprzeczne wszystko, co doprowadzi Sarkozy’ego do furii. Taka miała być reakcja prezydenta, gdy w połowie lipca „Le Monde” ujawnił zeznania zarządcy majątku dziedziczki L’Oréala Liliane Bettencourt. Biznesmen Patrice de Maistre potwierdził to, czemu od miesiąca zaprzeczał minister pracy i były skarbnik UMP Eric Woerth: że ten ostatni poprosił go o zatrudnienie swojej żony, która później doradzała miliarderce, jak ukrywać fortunę przed fiskusem. To z kolei uprawdopodobniło inne zarzuty stawiane Woerthowi, m.in. przyjmowania kopert z gotówką. Ale Woerth pilotował najważniejszą prezydencką reformę, więc zamiast go zwolnić, Sarkozy polecił służbom wykrycie źródła przecieku.