Świat

Gdzie my, gdzie oni

Gdzie my, gdzie oni? Najbiedniejsi i najbogatsi w UE

Unijne flagi przed siedzibą Komisji Europejskiej w Brukseli Unijne flagi przed siedzibą Komisji Europejskiej w Brukseli BEW
Biedniejsi gonią bogatszych – to nie tylko zaklęcia głoszone przez unijną biurokrację, to także rzeczywistość potwierdzana przez statystyki. Zaciera się podział na stare i nowe państwa członkowskie, choć na pewno wolniej, niżbyśmy chcieli.
Piotr Socha/Polityka
Piotr Socha/Polityka
Piotr Socha/Polityka

Luksemburg i Łotwa to dwa bieguny Unii Europejskiej według nowej edycji przygotowanego przez POLITYKĘ Europejskiego Wskaźnika Rozwoju 2010. Na początku 2008 r. po raz pierwszy sporządziliśmy ranking 27 krajów członkowskich. Wzięliśmy pod uwagę 25 różnych kryteriów – zaczynając od bezrobocia, inflacji i wielkości produktu krajowego brutto na osobę, przez publiczne wydatki na edukację i ochronę zdrowia, nierówności w dochodach i gęstość autostrad, aż po czytelnictwo prasy codziennej, odsetek korzystających z Internetu, a nawet liczbę morderstw i samobójstw. Chodziło nam bowiem nie tylko o twarde ekonomiczne dane, ale też wskaźniki nieco mniej oczywiste, a również decydujące o jakości życia każdego Europejczyka. Po niespełna trzech latach powracamy do naszego pomysłu, mając w ręku najświeższe statystyki, i sprawdzamy, jak wiele przez ten czas w Unii Europejskiej się zmieniło.

Pierwsze wnioski? Mimo kryzysu i załamania gospodarczego w wielu nowych krajach członkowskich, bilans naszego rankingu jest dla Polski i innych członków grupy pościgowej bardzo pozytywny. Okazuje się bowiem, że różnice między najbogatszymi i najbiedniejszymi się zmniejszają. Tworząc Europejski Wskaźnik Rozwoju przy każdym z kryteriów przyznawaliśmy państwu od 0 do 100 pkt. Maksymalnie do zdobycia było zatem 2500 pkt. W poprzednim zestawieniu pierwszą wówczas Danię od ostatniej Bułgarii dzieliło 875 pkt. Teraz różnica między zwycięskim Luksemburgiem i ostatnią Łotwą to niespełna 750 pkt. Co więcej, najbogatsi w większości mają wyniki porównywalne lub gorsze od tych uzyskanych na początku 2008 r. A najbiedniejsi, z drobnymi wyjątkami, znacznie się poprawili. W przypadku Polski wynik jest lepszy o 65 pkt. Najwięcej zyskały Rumunia i Bułgaria. Nawet kraje nadbałtyckie, dźwigające się dziś z ciężkiej recesji, mają rezultaty lepsze niż w poprzedniej edycji zestawienia.

Czy kryzys gospodarczy widać w rankingu? Oczywiście, wiele kryteriów jest dość stabilnych – średnia długość życia czy stopień rozwarstwienia dochodów nie mogą się gwałtownie zmienić w ciągu kilku lat. Ale uwzględniamy też zdecydowanie bardziej dynamiczne wskaźniki – przede wszystkim inflację i bezrobocie. I właśnie z ich powodu kraje, które najciężej przeszły kryzys, notują w rankingu POLITYKI spore straty. Fatalnie wypadły przede wszystkim Irlandia, Grecja i Włochy – każdemu z nich ubyło kilkadziesiąt punktów.

Rozczarowali również ci, którzy na początku 2008 r. zajęli najwyższe miejsca – Dania, Holandia i Szwecja. Okazało się, że w wielu kategoriach ich wyniki były już na tyle wyśrubowane, że nie udało się ich poprawić. A gorsze dane ekonomiczne spowodowały spore straty – w przypadku Danii przekroczyły one nawet 100 pkt. I dlatego właśnie Dania musiała pożegnać się z pozycją lidera – zajął ją Luksemburg. Ten mały kraj, przynajmniej według danych statystycznych, kryzysu praktycznie nie odczuł. A dzięki imponującemu PKB na osobę (268 proc. średniej unijnej!) udało mu się zdystansować wszystkich konkurentów.

Obecny ranking potwierdza to, o czym pisaliśmy już poprzednim razem – coraz bardziej zaciera się podział na stare i nowe państwa członkowskie. Słowenia, która zawsze odstawała in plus od reszty, jest już na 8 miejscu (awans z 10) i wyprzedza zarówno Wielką Brytanię, jak i Francję. Bardzo dobrze radzi sobie Cypr, a z krajów Grupy Wyszehradzkiej liderem pozostają Czechy. Prześcignęły Portugalię i zbliżyły się do Hiszpanii. Dzięki temu znalazły się na 17 miejscu, o dwie pozycje wyżej niż na początku 2008 r. Oczywiście na dole zestawienia, od pozycji 20, wciąż znajdują się wyłącznie państwa przyjęte do Unii Europejskiej w 2004 lub 2007 r. Ale każde z nich ma dziś więcej punktów niż poprzednio.

Negatywnym bohaterem nowej edycji rankingu jest Grecja. To oczywiście nie dziwi. Poważne problemy gospodarcze tego kraju idą w parze z pogorszeniem się bardzo różnych analizowanych przez nas wskaźników, jak choćby odsetek morderstw czy samobójstw. Grecja spadła z 16 na 19 miejsce, a coraz głębsza recesja i konieczność dalszych cięć sugerują, że za kilka lat jej wynik może być jeszcze gorszy.

W miejscu od dawna stoi Portugalia. Na razie prześcignęły ją Czechy, wkrótce może się to udać kolejnym krajom. Fatalnie wypadły tym razem również Włochy, które nie zmieściły się nawet w pierwszej połówce rankingu. To również efekt niekończącej się stagnacji gospodarczej. Włosi nadal są liderami pod względem średniej długości życia, ale tracą wiele punktów chociażby z powodu sporej grupy mieszkańców niekorzystających z Internetu.

Podział między nowymi a starymi krajami członkowskimi ustępuje miejsca innemu – między północą a południem kontynentu – mówi Piotr Kaczyński, analityk Centre for European Policy Studies w Brukseli. – Stopniowo zbliżamy się do modelu lat 30., gdy Czechosłowacja była jednym z najbogatszych państw Europy, a Polska, choć stosunkowo biedna, zdecydowanie górowała nad Hiszpanią, Grecją czy Portugalią.

A jak wypada w tym zestawieniu Polska? Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło – nadal jesteśmy na 23 miejscu. Wyprzedzamy Litwę, Łotwę, Bułgarię i Rumunię, minimalnie przegrywamy z Estonią. Ale w porównaniu z początkiem 2008 r. przybyło nam 65 pkt. I to jest dobry wynik. Najwięcej zyskaliśmy dzięki kryteriom gospodarczym – rosnącemu PKB i spadającemu bezrobociu. I mamy dobre perspektywy przed sobą.

Polsce udało się uniknąć kilku problemów, których ofiarą padli sąsiedzi. Nie było ani przegrzania gospodarki, ani późniejszej recesji. Do 2009 r. tempo rozwoju było bardzo stabilne, teraz oczywiście nieco spadło – mówi Matteo Napolitano, analityk zajmujący się krajami Europy Środkowej w brytyjskim think tanku Economist Intelligence Unit. – Ale kryzys pokazał również siłę Polski, która w trudnych chwilach może oprzeć się na własnym rynku i mniej cierpi z powodu załamania u innych.

Oczywiście, są nie tylko powody do zadowolenia. Tworząc Europejski Wskaźnik Rozwoju, podzieliliśmy 25 kryteriów na trzy grupy – „gospodarka”, „państwo” i „społeczeństwo”. Poprawę wyniku Polska zawdzięcza przede wszystkim wskaźnikom należącym do tej pierwszej kategorii. To w jej ramach zyskaliśmy prawie 40 pkt i zajęliśmy 20 miejsce, czyli wypadliśmy lepiej niż w ogólnym rankingu. Ale wciąż także w gospodarce pozostaje wiele do zrobienia. I nie chodzi tylko o wzrost PKB. Nadal w porównaniu z innymi krajami wydajemy mało na badania i rozwój, nadal mamy niską aktywność zawodową, choć wzrosła ona wyraźnie w porównaniu z poprzednim zestawieniem (aż o 5 pkt proc.).

Na szczęście mamy się również czym chwalić. Dzięki spadkowi w ostatnich miesiącach inflacja w Polsce nie odbiega za bardzo od ideału. Nie musimy się też wstydzić poziomu bezrobocia, który przez wiele lat był polską zmorą. Teraz to inni są rekordzistami. Według danych Eurostatu, wskaźnik bezrobocia w Hiszpanii, Estonii i na Łotwie jest dwukrotnie wyższy niż w Polsce.

Jeśli chodzi o wskaźniki gospodarcze, doszło w rankingu do trzęsienia ziemi. Irlandia, jeśli wziąć pod uwagę tylko te wskaźniki, spadła aż o 10 miejsc z powodu eksplozji bezrobocia i głębokiej deflacji. Natomiast z 7 na 2 miejsce awansowała Austria, której mimo kryzysu udało się ochronić rynek pracy i utrzymać bardzo niskie bezrobocie. Kolejna grupa kryteriów służy nam do ustalenia, „jak działa państwo?”. Pomaga ocenić, jak rządy wywiązują się ze swoich obowiązków. Czy zapewniają możliwie wysoki poziom opieki zdrowotnej i dostępną dla każdego edukację. W tej grupie Polska zajęła dopiero 25 miejsce, choć poprawiła się o niespełna 15 pkt. Dlaczego po raz kolejny wypadliśmy tak słabo?

Wciąż uważani jesteśmy przez Transparency International za kraj o sporej korupcji; mniej od nas pieniędzy na ochronę zdrowia, liczonych jako część rocznego budżetu, przeznacza jedynie Cypr. Nakłady na publiczną edukację są również bardzo niskie. Efekt? Znany chyba każdemu Polakowi. Olbrzymie wydatki na prywatną służbę zdrowia i prywatne szkolnictwo, szczególnie wyższe, bo państwo, mimo sporych podatków, jakie płacimy, nie potrafi zapewnić usług na odpowiednim poziomie.

Co więcej, wciąż mamy bardzo mało autostrad. Ich gęstość, w porównaniu z poprzednim rankingiem, co prawda się podwoiła, ale nadal nie nadążamy za Europą Zachodnią czy większością naszych sąsiadów. Mamy za to (obok Litwy, Łotwy i Estonii) proporcjonalnie do liczby mieszkańców najwięcej więźniów, co obniża naszą pozycję. W rankingu premiujemy bowiem kraje idące raczej drogą skandynawską niż tą preferowaną przez byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę.

Całości obrazu dopełnia stosunkowo kiepska ocena naszej demokracji na tle innych krajów unijnych, dokonywana cyklicznie przez tygodnik „The Economist”. Na pocieszenie powiedzmy, że w tej grupie wskaźników rewolucji nie ma, bo nie może jej być w ciągu niespełna trzech lat. O ile inflację czy bezrobocie da się dość szybko zredukować, o tyle autostrad już wyraźnie nie potrafimy szybko budować. W tej dziedzinie nie jesteśmy zresztą wyjątkiem.

Lepiej za to wypadamy w ramach trzeciej grupy kryteriów, gdzie ocenia się stan społeczeństwa. Pod tym hasłem zebrane zostały takie wskaźniki, jak średnia długość życia, odsetek ludzi zagrożonych ubóstwem, śmiertelność niemowląt czy liczba rozwodów, morderstw oraz samobójstw. Jak pokazują statystyki, wiele takich kryteriów nie jest ściśle uzależnionych od zamożności kraju. Potwierdza to też nasz ranking. W ramach tej grupy wyżej niż w całym rankingu są przykładowo Włochy i Grecja, a niżej – Francja czy Belgia. Najmniej samobójstw zdarza się nie w krajach najbogatszych, ale raczej tych leżących na południu kontynentu. Pod względem średniej długości życia nie ma praktycznie różnic między Skandynawią a basenem Morza Śródziemnego.

Jeszcze ciekawsze są dane dotyczące ubóstwa – okazuje się, że proporcjonalnie do liczby mieszkańców najmniej zagrożeni są nim Czesi, a znacznie bardziej Niemcy albo Irlandczycy. Niestety, gdy dochodzimy do popularności Internetu, niektóre stare podziały wracają. Wciąż Skandynawię i Holandię od Bułgarii i Rumunii dzieli przepaść. Ale już Estonia wygrywa z Irlandią i Włochami, a Polska lokuje się przed Grecją.

Tradycyjnie, w ramach kryteriów społecznych, postanowiliśmy również umieścić czytelnictwo prasy codziennej. Jeśli chodzi o tygodniki, to z powodu różnej ich formy (przykładowo w Wielkiej Brytanii ich funkcję spełniają raczej niedzielne wydania gazet) brakuje danych porównawczych.W tej dziedzinie niespodzianki nie ma. Gorzej od Polski wypadają tylko Słowacja, Rumunia i Bułgaria. Na szczęście inne wskaźniki są u nas nieco lepsze. Polacy żyją średnio już prawie 76 lat, zagrożenie ubóstwem jest mniejsze niż w Portugalii czy Wielkiej Brytanii. Pod względem liczby morderstw jesteśmy europejskim średniakiem, choć w ostatnich latach mogliśmy mieć dzięki niektórym politykom wrażenie, że jest znacznie gorzej. W ramach kryteriów społecznych Polska zajęła 20 miejsce, choć kolejne dwa kraje – Węgry i Portugalię – wyprzedziliśmy minimalnie. Co jednak ważne, praktycznie w ramach każdego kryterium mamy lepszy wynik niż w pierwszej edycji rankingu.

Wiele z tych wskaźników ma taką samą cechę jak te z poprzedniej grupy – zmieniają się wolno, więc na znaczną poprawę możemy liczyć dopiero za 10–20 lat. Pamiętajmy tylko, że naszym sąsiadom również się poprawia i to czasem szybciej. Czesi mają śmiertelność niemowląt dwukrotnie niższą od naszej, a Słowacy korzystają z Internetu częściej niż Polacy. Natomiast według firmy badawczej Mercer pod względem jakości życia Warszawa ustępuje już nie tylko Pradze i Budapesztowi, ale nawet Wilnu.

Drugą edycję Europejskiego Wskaźnika Rozwoju przygotowaliśmy sześć lat po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, choć oczywiście większość danych pochodzi nie z tego roku, tylko z dwóch lat poprzednich. Nasuwa się zatem pytanie – w jakim stopniu ten postęp Polski i innych krajów naszego regionu (który potwierdzają dane statystyczne) jest zasługą integracji, a jak mocno sami na niego zapracowaliśmy, bez niczyjej pomocy?

Sądzę, że od 2009 r. fundusze unijne odgrywają ważną rolę w wyrównywaniu różnic – uważa Matteo Napolitano z Economist Intelligence Unit. – Wcześniej ich znaczenie było mniejsze, bo nowe kraje nie potrafiły jeszcze ich skutecznie wykorzystywać. Dopiero teraz nauczyły się sprawnie wydawać te pieniądze, opanowały procedury, umieją omijać przeszkody.

Poprawa większości wskaźników, może poza gęstością autostrad, nie jest zbyt mocno związana z funduszami strukturalnymi.Znaczenie unijnych środków jest z reguły przeceniane. Co ważne, niosą one nie tylko korzyści, ale i zagrożenia. Łatwo je marnotrawić, o czym przekonuje przykład grecki – ocenia Piotr Kaczyński z Centre for European Policy Studies. – Łatwo wykorzystać na pięknie wyglądające projekty, potem bardzo kosztowne w utrzymaniu, jak znakomita sieć portugalskich autostrad, na których ruch jest niewspółmiernie mały. Wreszcie łatwo się do tych pieniędzy przyzwyczaić, a przecież będą one dostępne tylko przez pewien czas.

Analizując ranking POLITYKI, na pewno widać, że błąd popełniają wszyscy ślepo wierzący jednemu, podstawowemu wskaźnikowi – wysokości PKB na osobę. Przykłady Grecji, Portugalii, a do pewnego stopnia również Hiszpanii stanowią przestrogę. Łatwiej jest osiągnąć w ciągu kilkunastu lat tę magiczną granicę 100 proc. średniej unijnej PKB, ale trudniej zbudować państwo odporne na ekonomiczne szoki, w którym naprawdę dobrze się żyje większości mieszkańców. Oprócz solidnego wzrostu gospodarczego potrzebna jest też mądra polityka, by wyższy PKB oznaczał nie tylko więcej pieniędzy na papierze, ale też lepsze szkoły, szpitale, coraz dłuższe życie, coraz mniej ubóstwa i przestępczości. Polska jest na najlepszej w swojej historii drodze rozwoju, ale ta droga wymaga spokoju i cierpliwości. Będziemy dalej obserwować nasze postępy, oczywiście na tle unijnych sąsiadów. Miejmy nadzieję, że kolejna edycja Europejskiego Wskaźnika Rozwoju przyniesie jeszcze więcej powodów do zadowolenia niż ta, którą prezentujemy na następnych stronach.

Polityka 44.2010 (2780) z dnia 30.10.2010; Raport; s. 40
Oryginalny tytuł tekstu: "Gdzie my, gdzie oni"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną