Der Spiegel: Panie ministrze, dwadzieścia lat po zakończeniu zimnej wojny jedna kwestia wciąż pozostaje nierozwiązana – a mianowicie stosunek Rosji do NATO. Obecnie jest nadzieja, że prezydent Rosji w końcu listopada uda się na szczyt NATO do Lizbony. Czy może to oznaczać przełom?
Anatolij Serdiukow: Tak, spodziewamy się, że to spotkanie stanie się nowym impulsem dla stosunków między Rosją a NATO.
Jak mogłyby wyglądać te nowe stosunki?
Po wydarzeniach sierpniowych doszło do znacznego ochłodzenia...
...ma pan na myśli konflikt rosyjsko-gruziński w sierpniu 2008 roku...
...ale obecnie znowu rozmawiamy ze sobą – na szczeblu szefów sztabu, ministrów obrony, ministrów spraw zagranicznych. Współpracujemy też znowu ze sobą w walce z piractwem morskim, przy szkoleniu specjalistów, czy też podczas manewrów wojskowych.
Czy Rosja faktycznie nie postrzega już NATO jako przeciwnika?
Wychodzę z założenia, że w niedalekiej przyszłości będziemy widzieli w NATO partnera.
Ale Rosja ostatnio właśnie poważnie zwiększyła swój budżet wojskowy i zamierza niemalże podwoić wydatki na nowe zbrojenia. Do roku 2020 domagacie sie na ten cel 20 bilionów rubli, to 476 miliardów euro. Przez kogo Rosja czuje się zagrożona?
Największym zagrożeniem jest terroryzm. Niepokoi nas też przekazywanie technologii wytwarzania broni jądrowej, chemicznej i biologicznej. No i naturalnie przybliżanie się NATO do granic Rosji, rozszerzanie tego paktu na wschód, stanowi militarne zagrożenie dla naszego kraju. A co się tyczy naszej broni – armia rosyjska w ciągu ostatnich lat nie dokonywała zakupów żadnych nowoczesnych broni i sprzętu, nasze uzbrojenie jest w znacznej mierze przestarzałe.