Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Pioland

Miasto ojca Pio

Ciagną mnie za ręce, ściskają - skarżył się ojciec Pio za życia. Dziś wierni uniesienia przeżywają przed jego posągami Ciagną mnie za ręce, ściskają - skarżył się ojciec Pio za życia. Dziś wierni uniesienia przeżywają przed jego posągami Antonello Nusca / BEW
San Giovanni Rotondo, gdzie żył i umarł ojciec Pio, to muzeum, miejsce kultu. Pioland. ­Gigantyczny bazar, na którym każdy może kupić przychylność świętego.
Ciało ojca Pio - mimo upływu lat - jest świetnie zachowaneBalducci Danilo/BEW Ciało ojca Pio - mimo upływu lat - jest świetnie zachowane
San Giovanni pełne jest klonów świętegoHomer Sykes/Corbis San Giovanni pełne jest klonów świętego
Chętni mogą go sobie nawet wytatuowaćMax Rossi/ Reuters/Forum Chętni mogą go sobie nawet wytatuować

Drogi Ojcze Pio, nazywam się... i pragnę przedstawić ci mój stan ducha, moją sytuację, problem”. 20 wolnych linijek, miejsce na podpis, dane osobowe. I adres: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów, San Giovanni Rotondo na półwyspie Gargano, Włochy. Ojciec Pio jest chyba największym zmarłym odbiorcą listów na świecie. Niekoniecznie wysyłanych na klasztornych formularzach. Jego wyznawcy święcie wierzą, że ma specjalne wejścia na górze, może załatwić wszystko. A wiara – wiadomo – czyni cuda.

Najpierw są więc serpentyny, na których autobus dostaje zadyszki, a błędnik odmawia posłuszeństwa. Potem już viale Cappuccini (aleja Kapucynów) doprowadzi nas przez piazzale San Pio i piazzale Forgione (świeckie nazwisko świętego) do viale Padre Pio. W razie czego można skorzystać z przejazdu kolejką Padre Pio. Tak jak w Asyżu nawet najpodlejszy bar gotów jest zawłaszczyć sobie nazwę San Francesco, w 27-tysięcznym San Giovanni Rotondo wszystko jest spod znaku św. Pio. Wciąż nazywanego po prostu Ojcem, choć od wyniesienia na ołtarze minęło 8 lat.

W sklepach, na straganach ta sama brodata twarz z zaszklonymi oczyma. Zdobi długopisy, abażury, zegary, sery, likiery, maści, magnesy na lodówkę, bandanki, karty telefoniczne, zapalniczki, popielniczki, breloczki, czapeczki, śliniaczki, znaczki pocztowe, naparstki, bransoletki, naklejki, koszulki... Figurki występują w przeróżnych rozmiarach – od miniaturek za kilka euro po rzeźby naturalnych rozmiarów za 4800 euro. Miasto pełne jest klonów świętego Ojca – stoją w ogródkach przydomowych, holach hotelowych i szeregami, niczym armia w habitach, na ulicy. Przypominają zmultiplikowanego agenta Smitha z „Matriksa”, wypełniają cały kadr.

Producenci artykułów prześcigają się w kreatywności, żeby trafić w gust odbiorcy. A to telefon, a to piramidka, a to samochodzik z kolorowymi kulkami i zasępionym kapucynem za szybą. Obchód miejscowych straganów ktoś porównał do drogi krzyżowej.

Jakby świeżo zrobił manicure

Prawdziwa Via Crucis na przyklasztornym wzgórzu Castellano jest monumentalna: 800-metrowa trasa, stacje z granitu sardyńskiego. W piątej rozpoznajemy ojca Pio jako Szymona Cyrenejczyka. Autor dzieła, nawrócony przez zakonnika Francesco Messina, jest też wykonawcą jego pomnika. Pielgrzymi klękają przed rzeźbą, całują stopy, szaty. Podczas beatyfikacji padre Pio (1999 r.) Rzym przeżył oblężenie. Trzy lata później kanonizacja i szaleństwo – również w San Giovanni Rotondo. Dziedziniec klasztorny wyścielony był płatkami 150 tys. róż, przez całą noc obrywało je 400 osób.

Według tygodnika „Famiglia Cristiana”, ze wszystkich świętych Włosi najchętniej modlą się do ojca Pio. Kościół uznał dwa uzdrowienia, ale – wiadomo – są cuda oficjalne i nieoficjalne. O tych drugich powstają książki i cała masa artykułów, również w prasie kolorowej. Ludzie uwielbiają takie historie. Najlepiej, oczywiście, żeby dotyczyły osób, jeśli nie znanych, to przynajmniej rozpoznawalnych. Jakaś nawrócona gwiazda porno, aktorka uchroniona przed śmiertelnym niebezpieczeństwem, piosenkarz, który stracił głos, by w dniu festiwalu odzyskać go i wygrać, przemieniony tenor Beniamino Gigli...

Cudotwórca, obdarzony ponoć za życia darem bilokacji, jest dziś wszechobecny. Niektórzy tatuują go sobie na ciele – jak jeden z uczestników włoskiego „Big Brothera”. Wyznawcą padre Pio jest też Luciano Moggi, były dyrektor generalny Juventusu, oskarżony o przekupywanie sędziów. Jeździł do San Giovanni Rotondo prosić o zwycięstwa dla swojej drużyny. A w programie telewizyjnym „Confronti” sprowokował jedyną w swoim rodzaju scenkę rodzajową: żeby zademonstrować, do jakich odwołuje się wartości, wyjął nagle z kieszeni obrazek ojca Pio. Zaproszony do programu dziennikarz poszedł w jego ślady. Natychmiast dołączył do nich prowadzący – z podobnym obrazkiem.

Dziennikarz „La Repubbliki” nazwał Pio „świętym od efektów specjalnych” – kimś pomiędzy św. Franciszkiem a Davidem Copperfieldem. Miał niezwykłe umiejętności, jak nie z tego świata. Miał stygmaty. Kiedy dwa lata temu ekshumowano jego ciało (pół wieku po śmierci), okazało się, że jest świetnie zachowane. Arcybiskup Domenico D’Ambrosio podkreśla, że dłonie były w idealnym stanie – „jakby świeżo zrobił manicure”. Bez stygmatów, bo te zniknęły tuż po zgonie. Po raz pierwszy pojawiły się na dłoniach i stopach ojca Pio 100 lat temu, w 24 roku życia, w miesiąc po święceniach kapłańskich. „Błagam, prośmy Chrystusa, by uwolnił mnie od tych znaków – żalił się młody ksiądz proboszczowi z Pietrelciny. – Pragnę cierpieć, umrzeć z cierpienia, ale żeby to było w ukryciu”.

Brewiarz i skarpety

Chiesa Antica (stary kościół) w San Giovanni Rotondo. Tu – jak informują bracia – ojciec Pio odprawiał msze, spowiadał, modlił się i cierpiał. Po lewej, za szybą, konfesjonał – spędzał w nim nawet 16 godzin dziennie, wysłuchując i besztając grzeszników. Sam powiedział: „Nie daję słodyczy temu, kto potrzebuje środka na przeczyszczenie”. Do starego kościółka przylega większy, z 1959 r. W sali dla pielgrzymów energiczna kobieta z białą mantylką na głowie i wyrazistym makijażem przyjmuje zamówienia na msze. Obok czarnoskóry kapucyn z wąsikiem święci dewocjonalia i pamiątki ustawione na stole. Od 7.30 do 12 i od 15.30 do 18. To Apulia, południe Włoch – sjesta trwa minimum trzy godziny.

W sanktuarium pełno sal, w salach – eksponatów: stroje liturgiczne ojca Pio, kielich i patera z ostatniej odprawionej przez niego mszy (22 września 1968 r.), klęcznik, brewiarz, potężna szafa wypełniona listami z zaledwie jednego roku, medaliki, które rozdawał dzieciom, kawałek podłogi, po której stąpał, kawałek materiału, którym zakryto mu twarz rankiem 23 września 1968 r., drzwi, na których go złożono... Sporo rzeczy osobistych: skarpety, łyżka do butów, specjalny patyczek do czyszczenia stóp, podkoszulki, miska, myjki (zielona, żółta, niebieska), chusteczki, poszewki, termos, buteleczki, spray na owady, żarówka, która „świeciła w jego celi w chwili śmierci i przepaliła się 29 grudnia 1970 r., w obecności przełożonego klasztoru Lino Barbatiego”.

Na zdjęciach rodzice świętego. Rolnicy, analfabeci, bogobojni. Już jako 5-latek ojciec Pio zadecydował, że poświęci życie Bogu. Kilka lat później zaczął zadawać sobie pokutę. Spał na kamiennej posadzce, biczował się. Emocje budzi cela nr 1 – mieszkał w niej od 1943 r. do śmierci. Fosforyzująca figurka Madonny, buty, tabakierka, ręcznik w kolorowe paski, dwa budziki, siatka z okna, z którego błogosławił wiernych, i używana przy takich okazjach chusteczka. Fotel, na którym „zagłębiał się w medytacje, przygotowywał msze święte, wysłuchiwał trosk i radości swoich synów duchowych i na którym wyruszył w stronę Raju”. Kawałki pokrwawionego materiału, rękawiczki bez palców. Relikwiarz z krostami ze stygmatów.

Zobaczysz krew

W rok po pierwszych stygmatach pojawiły się kolejne – „czerwone znaki wielkości centa”. 20 września 1920 r. znów zobaczył je na dłoniach i stopach. Zostały. Zasłaniał je rękawiczkami – spory zapas zachował się w muzeum. Są też narzędzia chirurgiczne, tabaka mentolowa, termofor, butla tlenowa, krzesło na kółkach, którego używał pod koniec życia, środki wykrztuśne... Zdrowie miał kiepskie, gnębiły go przeróżne dolegliwości. Najtrudniejszą do wytłumaczenie była hipertemia – bardzo wysoka temperatura ciała, sięgająca nawet 48 stopni. Gorączkę można było zmierzyć tylko termometrem kąpielowym, normalne pękały.

Jak twierdzi lekarz ojca Pio, dr Michele Capuano, z punktu widzenia medycznego był on prawdziwym męczennikiem. A przecież dochodziły do tego cierpienia innej natury. Z jego pokoju dobiegały często odgłosy straszliwej walki. Utrzymywał, że jest atakowany przez szatana, pojawiającego się pod różnymi postaciami. W listach do spowiednika wspominał: „Szatan bije mnie za wyjątkiem środy codziennie i niemalże na śmierć. Dodają mi jednak otuchy odwiedziny Boga i innych niebiańskich istot”.

O jego niecodziennych zdolnościach krążyły legendy. Uzdrawianie, czytanie w myślach, mówienie językami, których się nie uczył, bilokacja, dar proroctwa. Na widok zdjęcia Aldo Moro w gazecie zasłonił podobno twarz i powiedział „Boże, ile krwi, ile krwi!”. To było parę lat przed porwaniem i zabójstwem lidera chadeków. Podczas osobistego spotkania z arcybiskupem Wojtyłą też miał powiedzieć: „Zostaniesz papieżem, zobaczysz krew”. No i ta niezwykła woń, jaką roztaczał. Jakby fiołków, może róż, a może jaśminu, lawendy.

Niektórzy uważają go za mistyka, inni za mistyfikatora – jak Mario Guarino, autor książki „Święty szalbierz”. Oskarżano go o nadużycia finansowe, przyjmowanie nocą kobiet, prokurowanie stygmatów przy użyciu fenolu. Lekarz i psycholog Agostino Gemelli, wydelegowany przez Stolicę Apostolską do zbadania ran, napisał w swoim raporcie, że ojciec Pio to „ignorant i samookaleczający się psychopata, wykorzystujący ludzką łatwowierność”. Święte Oficjum okresowo nakładało na niewygodnego księdza restrykcje. Miał zakaz słuchania spowiedzi, odprawiania mszy. „Właśnie dlatego jest świętym, że był prześladowany – tłumaczy jeden z braci – nie tylko przez demony, ale i przez Kościół”.

Przecież to fanatyzm!

W miejscowej bibliotece niedaleko klasztoru, pełnej książek i wycinków o ojcu Pio, pusto. Bibliotekarz często wychodzi, sugeruje, żeby umawiać się z nim telefonicznie. Lubi, jak ktoś wpada – na przykład ten Toskańczyk, co to po pierwszej wizycie w San Giovanni Rotondo zaczął zgłębiać historię kapucyna i teraz przyjeżdża każdego lata. Na motorze. Bibliotekarz jest wiernym wyznawcą stygmatyka. Niechętnie przynosi „Świętego szalbierza”, nie rozumie, jak można wątpić: – Dwa cudy zostały udokumentowane, a ludzie i tak nie wierzą! Jego żona jest położną w Domu Ulgi w Cierpieniu, zwanym po prostu szpitalem ojca Pio. Potężna struktura na 1700 łóżek i 2800 pracowników. Jedyny oddział położniczy w regionie, wszystkie dzieci z okolicznych miasteczek tu się rodzą.

A pomysł zbudowania szpitala zrodził się jeszcze w latach 20. Rzecz wymagała ogromnych funduszy. W ich zdobyciu pomógł niejaki Emanuele Brunatto. Był aktorem i krawcem, agentem handlowym, kobieciarzem i nie lada krętaczem. Ojciec Pio powierzył mu akcje, jakie dostał od pewnej wdzięcznej za łaski hrabiny, a Brunatto wysłał mu w 1941 r. z Paryża 3,5 mln franków. Nie wiadomo do końca, jak je zdobył. Wiadomo, że współpracował z rządem Vichy. Ojciec Pio stał się jedynym właścicielem kliniki dzięki Piusowi XII i wydanemu przez niego dekretowi ad personam, zwalniającemu kapucyna ze ślubów ubóstwa. Według Mario Guarino, przełom w stosunkach Pio–Watykan nastąpił jednak dopiero za Pawła VI. Papież, początkowo nieprzychylny mnichowi, zmienił zdanie, kiedy ten podpisał przygotowany przez Watykan testament. Uczynił w nim Stolicę Apostolską spadkobiercą swoich dóbr. Rozlicznych. Już w latach 30. krążył po okolicy Mercedesem z przyciemnianymi szybami. Dwa lata temu auto kupione zostało na targach w Padwie za 240 tys. euro.

Nie sposób rozstrzygnąć, czy ojciec Pio popełnił jakieś nadużycia. Czy wiedział, że bracia sprzedają ludziom kawałki szmatek zbroczonych kurzą krwią, wmawiając, że to krew ze stygmatów. Na pewno nie lubił dewocji: „Przecież to fanatyzm, pogaństwo! Ciągną mnie za ręce, ściskają ze wszystkich stron”. Dziś wciąż wokół niego tłoczno, duszno. Tylko w tym roku dwie afery: okazało się, że niektóre stragany w San Giovanni Rotondo służyły za skrzynki kontaktowe dilerów narkotyków. I ten zmyślny system, na którego stosowaniu zostali nakryci kierowcy tirów w Apulii: ustawiona w kabinie namagnesowana statuetka ojca Pio pozwalała im manipulować tachometrem. Dzięki świętemu mogli przekraczać własne limity.

To on podsuwa mi odpowiedzi

Kościół w San Giovanni Rotondo pod wezwaniem św. Pio. Otwarty sześć lat temu. Przeogromny – drugi co do wielkości we Włoszech (po mediolańskim Duomo). Brzydki, przypomina stadion. To do jego krypty złożono wiosną 2010 r. ciało ojca Pio. Cała w mozaikach i złocie, może pomieścić 500 osób. Złośliwi mówią, że przypomina grobowiec Tutanchamona. Wszystko zresztą w tym muzeum klasztorze jest wystawne, monumentalne, a przy okazji świetnie zorganizowane. Automatyczny dystrybutor zniczy, świece elektryczne zapalane za opłatą (również online), automat z pamiątkowymi medalami (nie przyjmuje centymów, nie wydaje reszty), automat z zafoliowanymi zdjęciami, automaty audio – z biografią świętego, z jego głosem... Ulotki z formularzami do przelewów – na klasztor, na sanktuarium, na kościół, na Tele Padre Pio, Radio Pio, abonament miesięcznika „Voce di Padre Pio”. No i drewniane pojemniki: ofiara na nowy kościół, ofiara na misje, ofiara w ogóle.

Wśród miejscowych kapucynów najsłynniejszy to brat Modestino. Codziennie przed klasztorem ustawia się do niego długa kolejka. Ma 90 lat, z czego 28 spędził u boku ojca Pio. Podobnie jak on pochodzi z Pietrelciny. Ma relikwię w postaci jego rękawiczki i krzyż powierzony mu przez świętego w chwili śmierci. Pielgrzymi chcą dotknąć rękawiczki, poczuć ciężar krzyża na czole. Proszą o pomoc, wskazówkę.

Brat Modestino uważany jest za następcę ojca Pio, jego pośrednika: – Ludzie przychodzą do mnie ze swoimi problemami. Słucham ich, a potem przekazuję to, co podpowiada mi ojciec Pio. Myślę o nim, a on podsuwa mi odpowiedź i muszą to być trafne odpowiedzi, bo ludzie wzruszają się, płaczą, idą się wyspowiadać. Brat Modestino to instytucja. Ma specjalny numer telefonu i asystenta.

A San Giovanni Rotondo to Las Vegas półwyspu Gargano. Ojciec Pio żywi tu wszystkich. Same hotele i restauracje zarabiają rocznie 200 mln euro, jeden stragan to dochody rzędu 150 tys. A przecież są jeszcze parkingi, specjalistyczne księgarnie, sprzedawcy jednorazowych aparatów fotograficznych. Żebraczki obiecujące łaskę padre Pio w zamian za monetę. Ci, co zarabiają na toaletach. „Viva padre Pio, viva Maria!” – obwieszcza transparent na balkonie. Środek tygodnia: jakaś para bierze ślub w starym kościółku. Podjeżdża autokar z napisem „PKS Ostróda” i parę innych. Na straganach ożywienie. Ktoś kręci z dezaprobatą głową – że niby nie ma to nic wspólnego z chrześcijaństwem. Ale miejscowi uciszają go.

Frakcje są zasadniczo dwie. Ta wspierana przez mieszkańców Apulii lansuje obraz nowoczesnego świętego – przedsiębiorczego, obdarzonego niezwykłymi umiejętnościami i ciętym dowcipem. Druga, reprezentowana m.in. przez katolickiego pisarza Vittorio Messoriego, mówi o ciemnogrodzie, o „meteorycie z czasów średniowiecza”. Ale pielgrzymujący Włosi tą opinią się nie przejmują. W klasztornym sklepie kupują miniaturową drewnianą książeczkę za 1 euro – z podobizną ojca Pio i słowami: „Każdy nowy dzień jest kolejnym danym nam po to, by kochać, by marzyć, by żyć”.

Polityka 47.2010 (2783) z dnia 20.11.2010; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Pioland"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wstrząsająca opowieść Polki, która przeszła aborcyjne piekło. „Nie wiedziałam, czy umieram, czy tak ma być”

Trzy tygodnie temu w warszawskim szpitalu MSWiA miała aborcję. I w szpitalu, i jeszcze zanim do niego trafiła, przeszła piekło. Opowiada o tym „Polityce”. „Piszę list do Tuska i Hołowni. Chcę, by poznali moją historię ze szczegółami”.

Anna J. Dudek
24.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną