Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Czwarta Autorytarna

Nowa prezydencja w UE: Węgry

Jobbik to neofaszystowska partia nawiązująca do przedwojennych bojówek Strzałokrzyżowców, współwinnych wymordowania w 1944 r. węgierskich Żydów. Jobbik to neofaszystowska partia nawiązująca do przedwojennych bojówek Strzałokrzyżowców, współwinnych wymordowania w 1944 r. węgierskich Żydów. Karoly Arvai/Reuters / Forum
Od nowego roku prezydencję w Unii Europejskiej obejmują Węgrzy. To dla nich debiut i ważny sprawdzian międzynarodowy. Tymczasem ledwo sobie radzą we własnym domu.
Fundamentem węgierskiej polityki historycznej jest pieczołowicie pielęgnowana trauma rozbioru węgierskiej monarchii po I wojnie światowej i kompleks traktatu z Trianon z 1921 r.Karoly Arvai/Reuters/Forum Fundamentem węgierskiej polityki historycznej jest pieczołowicie pielęgnowana trauma rozbioru węgierskiej monarchii po I wojnie światowej i kompleks traktatu z Trianon z 1921 r.
Viktor Orbán, premier z lat 1998–2002, wystąpił jako trybun ludowy oraz zbawca narodu.Bernadett Szabo/Reuters/Forum Viktor Orbán, premier z lat 1998–2002, wystąpił jako trybun ludowy oraz zbawca narodu.

Nasi Bratankowie nie mają dziś dobrej reputacji. Kryzys finansowy dotknął Węgry najboleśniej ze wszystkich krajów postkomunistycznych. W 2009 r. forint znalazł się na huśtawce. Kapitał zagraniczny zaczął uciekać. Produkcja spadła o 23 proc., rynek budowlany skurczył się nawet o 40 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy, UE i Bank Światowy wprawdzie wysupłały 16 mld euro pomocy, ale zarazem narzuciły Węgrom drastyczny reżim oszczędnościowy. W tegorocznej kampanii wyborczej rządzący socjaliści stali się więc dla konserwatystów łatwym celem ataków.

Viktor Orbán, premier z lat 1998–2002, wystąpił jako trybun ludowy oraz zbawca narodu. I – przy niskiej frekwencji – odniósł druzgocące zwycięstwo. Jego FIDESZ uzyskał dwie trzecie mandatów i bez niczyjego wsparcia może zmieniać konstytucję. Pisarz i były dysydent György Dalos tłumaczy, że Węgrzy głosowali na Orbána tak jak w 2005 r. Polacy na braci Kaczyńskich – nie z zaufania, ale z niechęci do poprzedników, którzy zepchnęli Węgry na krawędź bankructwa i wtrącili je w kryzys tożsamości.

Lęk przed socjalną degradacją i upokorzenie sprawiało, że ludzie zaczęli tęsknić za silną ręką: niech ktoś wreszcie weźmie nas za twarz i zrobi porządek, a jeśli przy tym trochę zdemoluje demokrację, to co z tego – tłumaczy Dalos.

Orbán nie miał problemów ze wskazaniem wroga. Obok komunistów wrogie są też ponadnarodowe koncerny i wszystko co niewęgierskie. Sam nowy premier – jak zapewniają nawet jego przeciwnicy – nie jest nacjonalistą, ale żądnym władzy demagogiem, który potrafi się posłużyć rasizmem i antysemityzmem swych wyborców. A przy okazji trzyma na uwięzi Jobbik, neofaszystowską partię nawiązującą do przedwojennych bojówek Strzałokrzyżowców, współwinnych wymordowania w 1944 r. węgierskich Żydów. W tym blokowaniu skrajnej prawicy – pocieszają się węgierscy lewicowi liberałowie – jest podobny do Silvio Berlusconiego i Jarosława Kaczyńskiego, który zadusił LPR i Samoobronę.

Przy czym nie tylko Berlusconi, Kaczyńscy czy Sarkozy są punktem odniesienia dla Orbána, ale także „model rosyjski” Putina.

Ponad głowami

Wszystkie dotychczasowe węgierskie rządy, od Józsefa Antalla (1990–94) począwszy, nie były zdolne do głębokich reform – wywodzi w gorzkim studium „Mój przegrany kraj” Paul Lendvai, jeden z najznamienitszych publicystów europejskich.

Socjalistyczny gabinet Gyuli Horna (1994–98) porwał się na dziką prywatyzację, na czym skorzystały przede wszystkim koncerny zagraniczne i menedżerowie z dawnej nomenklatury. Gdy w 1998 r. głośne skandale doprowadziły Orbána po raz pierwszy do władzy, ograniczył on rolę parlamentu i dobrze przysłużył się głównie własnej rodzinie i przyjaciołom. Więc cztery lata później wyborcy się go pozbyli. Władza przeszła w ręce socjalistów, a ci przez dwie kadencje huśtali się, to rozdając prezenty wyborcze, to znów próbując zaciskać pasa. I zaplątani w walki frakcyjne przegrali sami ze sobą, z kryzysem i Orbánem.

Konserwatywna rewolucja po ostatnich, przeprowadzonych w kwietniu, wyborach to świadomy demontaż III Republiki i tworzenie autorytarnej IV, w której zakwestionowany będzie klasyczny podział władz: legislacyjnej, wykonawczej i sądowniczej, a prasa i media znajdą się pod kontrolą partii rządzącej.

Pierwszy krok już nastąpił. Na marginesie debaty budżetowej parlament 261 głosami przeciwko 103 zdegradował Trybunał Konstytucyjny, który w przyszłości może jedynie opiniować ustawy. To ograniczenie demokracji zostało opakowane w widowiskowe opodatkowanie banków, ubezpieczeń, telekomunikacji i przedsiębiorstw energetycznych, a także w ekonomiczne obietnice zatrzymania wzrostu zadłużenia, które obecnie sięga 80 proc. PKB, oraz obietnicami stworzenia miliona miejsc pracy.

Drugim aktem założycielskim IV Republiki Węgierskiej jest projekt nowej ustawy medialnej, która obsadzonemu przez ludzi FIDESZ urzędowi kontroli prasy (NMHH) pozwoli nakładać wysokie kary na media, łącznie z portalami internetowymi. Dla pism opozycyjnych, niemających silnego zaplecza finansowego, może to stanowić śmiertelne zagrożenie. Karę trzeba wpłacić natychmiast, a procesować się o słuszność werdyktu można dopiero potem. Dlatego pod koniec listopada kilka węgierskich tygodników ukazało się z pustymi stronami tytułowymi. Posłowie FIDESZ bronią ustawy, mówiąc o zdrowej równowadze między wolnością mediów a interesami opinii publicznej. Przypomina to stare czasy, gdy konstytucja Węgierskiej Republiki Ludowej gwarantowała wprawdzie wolność prasy, ale tylko w interesie klasy robotniczej. To tak, jakby obronę oskarżonego przejmowała prokuratura.

Dlatego też znana filozofka Agnes Heller alarmuje na łamach dziennika „Népszabadság”: „Na naszych oczach na Węgrzech liberalna demokracja krok po kroku zmienia się w demokrację totalitarną”. I podobnie jak Paul Lendvai uważa, że podwaliny pod taki rozwój zostały położone już w latach 90.: „W Rumunii, w Polsce, nawet w Czechosłowacji przełom dokonał się dzięki wyraźnej woli obywateli. U nas natomiast obywatele siedzieli przed telewizorami, a wszystko rozgrywało się ponad ich głowami. Dlaczego więc mieliby teraz bronić zagrożonej konstytucji? Węgrzy nigdy nie nauczyli się jej szanować; jest im obojętne, co w niej napisano. I my wszyscy jesteśmy za to odpowiedzialni. Okopywanie się w obozie politycznym stało się jedyną miarą naszego myślenia politycznego. Słaba pociecha, że i obecny rząd będzie płacił za swe błędy”.

 

 

Nacisk Europy

Jednak Węgry to nie Rosja ani Argentyna. A przynależność do Unii stwarza instancje kontrolne, uspokaja siebie – także w „Élet és Irodalom” – Janos Avar. Nacisk Europy okazał się skuteczny wobec Meciara, Kaczyńskich, Tudjmana czy Haidera, zadziała więc także wobec Orbána. „Naddunajski putinizm” – kończy Avar – szybko spowoduje przepalenie się bezpieczników w Waszyngtonie i Brukseli. Już teraz francuski dziennik „Le Monde” wypomniał Orbánowi, że Węgry są członkiem klubu, w którym obowiązują pewne reguły.

Rewolucji konserwatywnej FIDESZ towarzyszy ofensywna polityka historyczna. Za swój gorzki esej o fatalnym stanie psychicznym kraju Paul Lendvai – który dla Węgrów od lat jest tym, kim dla nas Norman Davies – stał się obiektem kampanii oszczerstw. Rządowe gazety spreparowały raport dowodzący, że ten „wróg ludu”, szpiegowany latami przez węgierską bezpiekę, spoufalał się z przedstawicielami ówczesnych władz.

Fundamentem węgierskiej polityki historycznej nie są dawno temu wygrane (choćby tylko moralnie) bitwy, lecz pieczołowicie pielęgnowana trauma rozbioru węgierskiej monarchii po I wojnie światowej, kompleks traktatu z Trianon z 1921 r. Ból fantomowy po utracie dwóch trzecich terytorium i odcięciu granicznym kordonem tysięcy Węgrów na Słowacji, w Siedmiogrodzie czy Serbii. Rozdrapywanie tej rany jest po 90 latach powodem niesnasek z sąsiadami.

Słowaków i Rumunów drażni traktowanie przez Budapeszt słowackich czy rumuńskich Węgrów niczym własnych obywateli. To konserwowanie konfliktu dostrzega również część prasy węgierskiej. Przyjęty przez rząd Orbána program wymiany młodzieżowej tylko pozornie spełnia standardy unijne. Młodzi Węgrzy mają jeździć do sąsiednich krajów nie po to, by zbliżać się do Rumunów, Słowaków, Serbów czy Ukraińców, ale po to, by wspierać mniejszość węgierską.

Niemniej Orbán już zapowiedział, że polityka wobec mniejszości będzie głównym tematem węgierskiej prezydencji w UE. To mydlenie oczu, premier ma na uwadze jedynie węgierską mniejszość. Tymczasem polityka węgierska wobec Romów – twierdzi romski rzecznik praw człowieka Aladar Horvath – była przez 250 lat taka sama, od Marii Teresy po rządy komunistów. Węgry mogły ją zmienić po 1989 r., ale tego nie zrobiły. Romowie albo są poddawani radykalnej asymilacji, albo wykluczani i uznawani za źródło wszelkich kłopotów.

Stacja rozrządowa

Przed węgierską prezydencją Orbán z gałązką oliwną objeżdża stolice sąsiednich krajów. Był w Warszawie, a ostatnio w Bratysławie. Z Waszyngtonem jest chwilowo nie najlepiej, bo według Wikileaks, Amerykanie uważają 360 węgierskich żołnierzy w Afganistanie za kulę u nogi, a nie pomoc. W trudnych sytuacjach są skazani na pomoc sąsiadujących z nimi Nowozelandczyków. Minister obrony Csaba Hende oczywiście oburzył się, mówiąc, że Węgrzy wypraszają sobie wszelką krytykę, a neofaszystowski Jobbik wniósł nawet skargę do sądu, że amerykańscy dyplomaci szpiegują Węgrów. Amerykańska ambasador Eleni Tsakopoulos Kounalakis, ograniczając szkody, oczywiście chwali zaangażowanie Węgrów. Ale naburmuszenie Budapesztu trwa, bo Wikileaks zapowiada publikację pikantnych charakterystyk węgierskich polityków.

Spotkanie Orbána z Władimirem Putinem w Moskwie było chłodne. Węgier nie jest zwolennikiem strategicznego partnerstwa Rosja-NATO, ale nie ma nic przeciwko temu, by Węgry były w UE stacją rozrządową dla rosyjskiej energetyki. Popiera budowę kolei szerokotorowej od granicy ukraińskiej do Dunaújváros, niedaleko Budapesztu. W zamian chciałby, aby Rosjanie odsprzedali 21 proc. udziałów rosyjskiego Surgutneftgasu w węgierskim koncernie MOL.

Porozumienie jest możliwe, bo przy wszystkich różnicach obu premierów łączy podobna wizja autorytarnego państwa i kontrolowanej przez państwo gospodarki. Obaj nie lubią demokracji parlamentarnej. Obaj są piekielnie pamiętliwi. I obaj, dysponując luksusową większością w parlamencie, niemiłosiernie zwalczają opozycję i odwołują się do mocarstwowej przeszłości. O ile jednak Putin i Miedwiediew dzielą się rolami złego i dobrego policjanta, o tyle Orbán rządzi, jak chce, bo faktycznie mianowany przez niego nowy prezydent Pál Schmitt jest postacią bezbarwną.

Naszym sąsiadom Czechom ich prezydencja nie bardzo się udała; teraz Węgrzy też są raczej kłopotem niż atutem Unii. A po nich – już my.

Polityka 52.2010 (2788) z dnia 25.12.2010; Świat; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Czwarta Autorytarna"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną