Świat

Ed Miliband. Czerwony brat

Ed Miliband, szef opozycji w brytyjskim parlamencie. Ed Miliband, szef opozycji w brytyjskim parlamencie. David Moir/Reuters / Forum
W drodze na szczyt pokonał własnego brata. Teraz nowy lider Partii Pracy musi pokazać Brytyjczykom, że nadaje się na szefa opozycji.
Ed pokonał brata o włos w walce o fotel szefa Partii Pracy. W mediach aż huczało od metafor z Kainem i Ablem.Kate Green/Alpha Press Ed pokonał brata o włos w walce o fotel szefa Partii Pracy. W mediach aż huczało od metafor z Kainem i Ablem.

Dom był rozpolitykowany lewicowo. I to radykalnie lewicowo. Ojciec Davida i Edwarda Milibandów w ostatniej chwili uciekł przed hitlerowcami z Belgii, gdzie osiedli jego żydowscy rodzice po wyjeździe z Polski. W Anglii przeszedł drogę od pracownika fizycznego do marksisty intelektualisty, guru londyńskiej lewicy. Matkę uratowały od Zagłady katolickie zakonnice w Polsce. Jak jej mąż udzielała się po stronie radykalnej lewicy. Na dyskusje do Milibandów przychodziły tuzy brytyjskiej Partii Pracy, dorastający synowie patrzyli i słuchali. W pierwszym przemówieniu po objęciu szefostwa partii Ed powie, że choć nie każdy ma ojca, który napisał książkę o tym, że nie wierzy w parlamentarną drogę do socjalizmu, to jednak ten ojciec wraz z tą matką nauczyli go wiary, że warto mieć przekonania i odwagę, żeby ich bronić. Wolność i szansa na udane życie to bezcenne dary, a polityka ma służyć ich upowszechnianiu.

Ed i Dave szli podobnymi ścieżkami. Ta sama szkoła, ten sam Oksford, te same kierunki studiów: polityka, ekonomia, filozofia – i ta sama partia: Labour. Pięli się po szczeblach politycznej kariery: aktywiści, deputowani do Izby Gmin, partyjna wierchuszka. Dave związał się z Tonym Blairem, Ed z Gordonem Brownem. Dave został, na niedługo, ministrem spraw zagranicznych, Ed ministrem do spraw energii i zmian klimatu. W maju 2010 r. laburzyści po 13 latach rządów przegrali wybory parlamentarne, choć stoczyli zaciętą walkę z centroprawicą Davida Camerona i socjalliberałami Nicka Clegga. Powstał rząd koalicyjny, co w polityce brytyjskiej, opartej na większościowym systemie wyborczym, zdarza się rzadko. Równie rzadko zdarza się na Wyspach, by polityk, będący synem imigrantów i niekryjący swego żydowskiego pochodzenia, stanął na czele jednej z dwóch głównych partii.

Przegrana oznaczała nie tylko upadek rządu premiera Browna, a wraz z nim utratę tek rządowych przez Eda i Dave’a. Oznaczała także, że partia musi wybrać nowego szefa. W połowie maja 2010 r. Ed ogłosił, że będzie kandydował na nowego przewodniczącego Partii Pracy, trzy dni wcześniej to samo zapowiedział Dave. Uchodził w partii za mocniejszego, z widokami na przyszłe premierostwo. Uważano, że bardziej nadaje się na lidera. Ale gdy Dave brylował na salonach, Ed lobbował wśród działaczy związków zawodowych, a to wciąż jeden z filarów Partii Pracy. Gdy przyszło do głosowania, o włos, ale pokonał brata. Dave był wyraźnie zaskoczony, w mediach aż huczało od metafor z Kainem i Ablem.

Pod prąd stereotypom

Zgorzkniała po klęsce Partia Pracy czekała w napięciu na pierwsze przemówienie swego nowego szefa, lidera parlamentarnej opozycji, Eda Milibanda. Ed się spisał. Nie taki czerwony, jak go malowali, odetchnęli z ulgą laburzyści umiarkowani. Ma cel: sprawić, by rząd centroprawicy odszedł za cztery lata. Wrześniowe przemówienie Eda było optymistyczne, ale nie grzeszyło triumfalizmem. To w obecnych realiach byłoby śmieszne. Bo jakie są fakty? „Powiedzmy jasno – zwrócił się do delegatów – nasz wynik był zły. Bardzo zły. Straciliśmy władzę. I nie oszukujmy się: bycie w opozycji to nic dobrego. Dlatego musimy być skromni. Musimy ustalić, co zawiodło i w jaki sposób utraciliśmy kontakt z rzeczywistością. Obwiniać za to możemy tylko siebie”.

Ed Miliband zapowiada, że będzie starał się odwojować wyborców centrowych. To dzięki nim Partia Pracy w 1997 r. wróciła do władzy po długich latach w opozycji. Stało się to możliwe właśnie dzięki przesunięciu laburzystów z pozycji lewicowych na umiarkowane. Za cenę zmiany wizerunku z radykalnego na pragmatyczny pozyskano wyborców na zamożnym południu Zjednoczonego Królestwa. Przekonano ich, że sprawiedliwość społeczna nie musi się kłócić z wydajnością gospodarczą. Ale długie rządy zawsze wyczerpują. Noszony na rękach Tony Blair stracił twarz w Iraku i Afganistanie, kiedy tekę premiera przejął Gordon Brown, notowania Partii Pracy się nie poprawiły. Doszedł za to skandal z dietami w parlamencie.

Ed Miliband był częścią dwóch ostatnich rządów, nie odcina się od przeszłości jako następca Blaira i Browna. Podkreśla odwagę inicjowania zmian i osiągnięcia, jakie mają na koncie. Taka lojalność jest znakiem politycznej dojrzałości, tak samo jak zdolność do publicznej krytyki tego, co na nią zasługuje. Ed uważa, że największy błąd Blairowskiej New Labour polegał na samozadowoleniu i utracie elastyczności w reagowaniu na szybkie zmiany rzeczywistości: imigrację, globalny kryzys finansowy, nowe mutacje terroryzmu. Trzeba więc odrodzić w partii dawne zdolności do myślenia pod prąd stereotypom.

 

 

Ed jednak Czerwony?

Miliband musi teraz stoczyć polityczną bitwę na warunkach przeciwnika. Konserwatyści wygrali wybory nie tylko dlatego, że wyborcy byli śmiertelnie zmęczeni lewicą i jej tarapatami z rządzeniem, ale też dlatego, że prawica miała młode twarze i dobre hasła – na czele z hasłem Wielkiego Społeczeństwa. Brzmi ono zaczepnie względem lewicy, bo socjal to przecież jej domena. Mniej ważne, czy prawica to hasło zdoła przekuć w spójną politykę, ważniejsze, że rękawica została rzucona. To Ed Miliband musi teraz zdecydować, czy ją podejmie. W listopadzie zaskoczył partię, gdy po narodzinach syna demonstracyjnie udał się na dwutygodniowy urlop tacierzyński.

Neal Ascherson, wybitny brytyjski dziennikarz i pisarz starszego pokolenia, mówi, że na razie Milibandowi brakuje wyraźnej wizji: – Twierdzi, że chce Partii Pracy bardziej nastawionej na upodmiotowienie społeczeństwa, bardziej międzynarodowej i zielonej, ale nie wiadomo, co właściwie ma na myśli. W sprawach Europy jest mu bliżej do Camerona niż samemu Cameronowi do prawego skrzydła jego własnej Partii Konserwatywnej. Owszem, Miliband zaatakował drastyczne cięcia budżetowe i podwyżki czesnego, ale zarazem zdaje się akceptować pomysły rządu w pewnych istotnych sprawach, jak uproszczenie systemu zasiłków socjalnych.

Tak czy inaczej, zaznacza Ascherson, znaczna część laburzystów z ulgą przyjmuje, że lider Partii Pracy wyraźnie dystansuje się od tego, co w polityce Blaira i Browna było kontynuacją thatcheryzmu. Działacze lewicy uważają, że społeczeństwo nie życzy sobie taryfy ulgowej dla sektora bankowego i znacznego podwyższania podatków, choć woli to niż cięcia wydatków państwa. – Może z tego wynikać, że laburzyści odzyskaliby władzę, ale z programem bardziej radykalnym niż ten, jaki dziś proponuje Miliband – mówi publicysta.

Więc jednak Czerwony Ed? Niektórzy uważają, że nieprzypadkowo dał synowi na imię Samuel, po dziadku, który w wojnie polsko-rosyjskiej walczył po stronie bolszewików.

Polityka 01.2011 (2789) z dnia 07.01.2011; Ludzie roku 2011 - Świat; s. 77
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną