Jacek Żakowski: – Kim jest Julian Assange?
Ivan Krastev: – Jest synem matki z pokolenia 1968 r.
A poważnie?
To jest ważne. Bo ważne jest wkraczanie na scenę polityczną dzieci pokolenia, które zrobiło rewolucję lat 60. Jego matka wierzyła, że władza jest zła i groźna. Przez pierwsze 17 lat jego życia 34 razy zmieniała miejsca zamieszkania. Uczyła go w domu. Nie posyłała do szkoły. Wychował się w przekonaniu, że władza to uzurpacja i trzeba się jej przeciwstawiać.
Kropotkin XXI w.? Kautsky, Marks, Trocki?
Assange ma misję, ale nie ma przyjaciół. Jest zbyt indywidualistyczny, żeby stać się rewolucjonistą.
Mimo to stworzył potężną instytucję.
Raczej obrósł instytucją. Swoją społeczną przestrzeń odkrył w świecie wirtualnym. Jedynym trwałym fragmencie rzeczywistości, z którym miał do czynienia. Tylko tam jego relacje z innymi nie były doraźne.
Assange to fenomen czy reprezentant jakiejś nowej zbiorowej tożsamości?
To jest nowa zbiorowa tożsamość. W alternatywnym wirtualnym świecie, w którym żył Assange, przez lata wyostrzały się więzi łączące generację hakerską, której normy przyznają różne prawa ludziom, ale nie przyznają ich instytucjom. Bo instytucje są złe. Tylko że za trafną krytyką nie idzie żaden pozytywny projekt polityczny. Jeśli jest w niej jakaś silna idea, to narzucenie większych ograniczeń władzy. Transparentność, wszystko ma być jawne.
Czyli z punktu widzenia tego pokolenia świat tak się zmienił, że państwo z jego odwieczną pozycją i normami stało się nieprzystosowane i jest głównym źródłem zagrożenia.