Świat

Milionerzy z wieży

Kontrolerzy lotów do kontroli

Kontrolerzy ruchu lotniczego to zawód otoczony aurą tajemnicy, uchodzący za trudny i elitarny. Kontrolerzy ruchu lotniczego to zawód otoczony aurą tajemnicy, uchodzący za trudny i elitarny. Patrick Bennett / Corbis
Kontrolerzy lotów to jedna z najlepiej opłacanych grup zawodowych w Europie. Kolejne państwa wypowiadają jednak wojnę ich przywilejom i grożą wprowadzeniem na lotniska wojskowych.
Kontrolerzy zarabiają dobrze w całej Europie. Średnia pensja niemieckiego kontrolera to 150 tys. euro rocznie, brytyjskiego – 120 tys.George Steinmetz/Corbis Kontrolerzy zarabiają dobrze w całej Europie. Średnia pensja niemieckiego kontrolera to 150 tys. euro rocznie, brytyjskiego – 120 tys.

Ubiegły rok zszargał nerwy pasażerom linii lotniczych w całej Europie – strajkowali kontrolerzy lotów w Irlandii, Niemczech, Francji i Grecji. Tysiące odwołanych lotów, miliony straconych euro. Hiszpania, najciężej doświadczona przez strajki, postanowiła rozwiązać problem raz na zawsze: w styczniu rząd w Madrycie rozpoczął prywatyzację 13 wież kontroli ruchu lotniczego – m.in. w Walencji, Sewilli i na Ibizie. Prywatne firmy z całej Europy zacierają ręce, a państwo liczy, że obniży koszty kontroli o 15 proc. Rekordowe zarobki kontrolerów przyczyniają się do tego, że Hiszpania ma dziś najwyższe koszty żeglugi powietrznej w całej Europie. A to dopiero początek – zapowiada rząd.

Na europejskim niebie szykuje się bowiem prawdziwa rewolucja. Już za rok, pod szyldem unijnego Single European Sky, ma powstać wspólny obszar powietrzny obejmujący Francję, Niemcy, Szwajcarię, Belgię i Luksemburg, czyli ponad połowę lotów, które odbywają się w Europie. Przyczyni się to do większej kontroli kosztów i przejrzystości. Ale podobnie jak plany prywatyzacji podsyci konflikt na linii państwo–wieże. A to oznacza więcej strajków i odwołanych lotów.

Pensja razy 10

Piątek, 3 grudnia ub.r. Szczęśliwi Hiszpanie ciągną na lotniska – zaczyna się długi, pięciodniowy weekend. Nigdzie jednak nie polecą. O godz. 17 kontrolerzy ruchu lotniczego porzucają swoje stanowiska, uziemiając 4,3 tys. samolotów. Na lotniskach wybucha chaos. 650 tys. podróżnych, rozpacz, desperacja, wściekłość. Rząd decyduje się na ostateczność: wysyła na lotniska wojsko i ogłasza pierwszy w historii stan zagrożenia narodowego. Za niewykonanie rozkazu grozi nawet sześć lat więzienia. „Pracujemy z pistoletem przy głowie”– opowiada przed kamerami roztrzęsiona kontrolerka.

Konflikt kontrolerów z rządem i zatrudniającą ich firmą państwową trwał od roku. Na początku 2010 r. wybuchła bomba: minister transportu José Blanco ujawnił, że niektórzy z nich zarabiają prawie milion euro rocznie, a ich średnia płaca wynosi 350 tys. Dla porównania, średnia pensja krajowa to około 22 tys. euro rocznie. Kontrolerzy zarabiali kokosy dzięki rozwiniętemu systemowi nadgodzin płatnych według trzykrotnej stawki. Minister wypowiedział im wojnę. Obciął pensje o 40 proc. i zwiększył czas pracy z 1 do 1,6 tys. godzin rocznie. Kontrolerzy zareagowali masowymi zwolnieniami lekarskimi, narzekając na przemęcznie, wreszcie strajkiem. Zszokowali swoimi roszczeniami Hiszpanów, którzy mają za sobą rok cięć budżetowych i rekordowe 20-procentowe bezrobocie. Nawet po obniżce pensji zarabiają 10 razy więcej niż przeciętny obywatel.

„Wymagacie, żebyśmy pracowali codziennie, żebyście mogli mieć te swoje pieprzone długie weekendy i wakacje. Gdzie jest do cholery powiedziane, że jesteśmy waszymi niewolnikami?” – napisała 3 grudnia na swoim blogu Cristina Antón, kontrolerka ruchu lotniczego z Palma de Mallorca. Tego popołudnia, zamiast zwykłych 20 komentarzy, pod jej wpisem znalazło się ich 5 tys. Dzięki blogowi Cristina stała się jedną z najbardziej znanych przedstawicielek tego zawodu w Hiszpanii – tuż obok rzecznika o hollywoodzkiej urodzie, który doczekał się fanek, domagających się na Facebooku: „Cesarze Cabo, skontroluj i mnie”. Inni niechętnie się ujawniają – w dniu strajku omal nie doszło do linczu, kiedy podróżni czekający na lot odkryli, że w ich hotelu obraduje grupa kontrolerów.

Do Cristiny trudno się dodzwonić. Kiedy wreszcie odbiera, mówi: – Oddzwonię za chwilę, bo idę składać zeznania. Pracodawca Cristiny, Aeropuertos Españoles y Navegación Aérea (AENA), państwowe przedsiębiorstwo zarządzające lotniskami i kontrolą ruchu powietrznego, wszczął przeciwko niej pięć postępowań. Trzy z powodu bloga. – Używam rzekomo obraźliwych określeń wobec pracodawcy i innych pracowników – stwierdza ze stoickim spokojem. – Chodzi o notkę, w której piszę, że AENA to skurwysyny.

40 maszyn naraz

Kontrolerzy ruchu lotniczego to zawód otoczony aurą tajemnicy, uchodzący za trudny i elitarny. W 38 krajach skupionych w Eurocontrol, organizacji zarządzającej żeglugą powietrzną w Europie, jest ich zaledwie 19 tys. Teoretycznie kontrolerem w Unii Europejskiej może zostać każdy w pełni sprawny fizycznie absolwent szkoły średniej (lub studiów, jak w Hiszpanii) dobrze znający angielski. Proste? Schody zaczynają się potem. Przez sito selekcji przechodzi niewielki procent chętnych. – Kiedy startowałam w konkursie, było 7 tys. kandydatów na 100 miejsc – mówi Cristina, która jest kontrolerką od 16 lat, a z wykształcenia biolożką. – Egzaminy sprawdzają odporność na stres i podzielność uwagi, refleks, myślenie logiczne i przestrzenne, umiejętności arytmetyczne.

Potem następuje długie szkolenie. Według danych Eurocontrol, czas od pierwszego szkolenia do samodzielnej pracy w wieży kontroli to zwykle trzy lata. – Kontroluję koło 40 samolotów naraz – tłumaczy Cristina. – Muszę błyskawicznie podejmować decyzje, a jeśli okażą się nietrafne, równie szybko się z nich wycofać. To nieprawda, że wszystkim zajmują się maszyny – to ja ustalam priorytety, optymalizuję, ustalam, kto leci pierwszy. Nie ma nic piękniejszego niż podziękowanie pilota, któremu pomogło się wylądować w ciężkich warunkach.

Kontrola ruchu lotniczego to praca na wysokich umysłowych obrotach – po nie więcej niż dwóch godzinach następuje przerwa na odpoczynek. Hiszpańska legenda głosi, że relaksują się w jacuzzi. – To mit – mówi Cristina. – Mamy salę ze skórzanymi kanapami, nawet nie włoskimi, telewizję cyfrową, za którą płacimy sami, a jeśli ktoś chce sobie pograć w tenisa, może co najwyżej pójść z rakietą na parking. Mitem nie są jednak zarobki. Choć rekordzistami pozostają Hiszpanie, kontrolerzy zarabiają dobrze w całej Europie. Średnia pensja niemieckiego kontrolera to 150 tys. euro rocznie, brytyjskiego – 120 tys. W Polsce pensje są dużo niższe, choć również satysfakcjonujące – mówi się o 10–18 tys. zł miesięcznie, w zależności od stażu pracy i doświadczenia.

Aimee Turner z branżowego magazynu „Air Traffic Management” z Wielkiej Brytanii tłumaczy, że kontrolerzy to wysoko wykwalifikowani specjaliści o rzadkich umiejętnościach. – Chociaż kontrola ruchu lotniczego odbywa się według ściśle wyznaczonych zasad, nie docenia się, jak wiele decyzji leży w rękach kontrolerów. Planowanie, monitorowanie i kontrola ruchu powietrznego wymagają wysokich umiejętności i muszą mieć swoją cenę. Jest też druga strona medalu. – Kontrolerzy to w większości krajów stosunkowo niewielka, zamknięta grupa, która broni dostępu do zawodu – mówi Jesús Cruz Villalón, profesor prawa pracy z Uniwersytetu w Sewilli. – Historycznie związani byli z wojskiem. Dziś mają silne związki zawodowe i monopol, który zapewnia im dobrą pozycję negocjacyjną.

5 tygodni urlopu

Mimo przywilejów kontrolerzy się buntują. W bankrutującej Irlandii, w której ruch powietrzny spadł ze względu na kryzys o 25 proc., kontrolerzy strajkowali nie przeciw cięciu płac, lecz domagając się 6-procentowej podwyżki, choć średnio zarabiają i tak więcej niż ich europejscy koledzy – 160 tys. euro rocznie. W kwietniu strajkiem grozili Niemcy, domagając się zwiększenia personelu. Lipiec i październik przyniosły protesty francuskich kontrolerów, którzy sprzeciwiają się konsolidacji europejskiej przestrzeni powietrznej – boją się utraty pracy i korzystnego statusu pracowników państwowych. A obok Hiszpanii to Francja wyhodowała sobie właśnie najbardziej rozpieszczoną kastę kontrolerów. Kontrola, przeprowadzona w ubiegłym roku przez francuski NIK, wykazała, że pracowali zaledwie 80 dni w roku. Przełożeni regularnie zwalniali do domów członków ekipy, kiedy uznawali, że nie są potrzebni, choć formalnie powinni byli pracować. Efekt? Pięć dodatkowych tygodni urlopu, oprócz standardowo przysługujących 97 dni. Niektórzy kontrolerzy pracowali zaledwie 12 godzin w tygodniu.

Na ogół, ze względu na skuteczność i dotkliwość kontrolerskich strajków, rządy unikają jednak konfrontacji. Dochodzi do niej dopiero wtedy, kiedy sytuacja robi się krytyczna. Jak we Francji, w której funkcjonującym od lat systemem „czyszczenia” zajęto się dopiero wtedy, kiedy w budżecie zarządzającej kontrolą ruchu Dyrekcji Generalnej Lotnictwa Cywilnego (DGAC) zrobiła się 150-milionowa dziura, a dyrekcja musiała pożyczyć 65 mln euro, aby wypłacić pensje. Podobnie w Hiszpanii.

– Dopóki nie nadszedł kryzys, AENA była rentownym przedsiębiorstwem i wydawało się, że nie jest konieczne stawianie czoła tej bardzo szczególnej grupie zawodowej – mówi Xavier Fageda Sanjuan, ekonomista transportu z Uniwersytetu Barcelońskiego. Jednak w 2009 r. AENA straciła 300 mln euro. W dużej mierze ze względu na wysokie koszty zatrudnienia (jak pokazują dane Eurocontrol, trzy razy wyższe niż średnia europejska) i najniższą w Europie wydajność kontrolerów. Czy rozwiązaniem jest prywatyzacja? Dziś częściowo sprywatyzowane usługi kontroli ruchu lotniczego ma Szwecja i Wielka Brytania, która przymierza się do pełnej prywatyzacji. W ich ślady idą Niemcy. – Wątpię, czy prywatne firmy mają środki i wiedzę, jak ograniczyć koszty na polu obwarowanym tyloma regulacjami – dodaje Xavier Fageda.

Taniej o 340 mln

W sukurs zadłużonym może jednak przyjść UE, w której – jak się szacuje – ruch powietrzny ma wzrosnąć o połowę w ciągu najbliższych 15 lat. Projekt wspólnego nieba, Single European Sky, ma doprowadzić do wyrównania stawek i ograniczyć koszty żeglugi powietrznej o 340 mln euro rocznie. Zakłada też, że kontrolerzy z jednego kraju mogliby w razie konieczności zostać przerzuceni do innego. „Projekt wywołuje obawy i niepewność co do warunków pracy kontrolerów w przyszłości” – stwierdza dyplomatycznie Eurocontrol. W praktyce oznacza to, że pasażerowie muszą być gotowi na przygody.

W czasie zeszłorocznych strajków oliwy do ognia dolewał prezes tanich linii Ryanair Michael O’Leary, nazywając kontrolerów uprzywilejowanymi biurokratami i żądając, by odebrano im prawo do strajku. Do takiego kroku posunął się Ronald Reagan. W 1981 r. prezydent USA zwolnił w ciągu jednego dnia z powodu strajku 11 tys. cywilnych kontrolerów, zastępując ich wojskowymi. Rozwiązał związek zawodowy, a strajkujących objął zakaz powrotu do tego zawodu. Choć w Hiszpanii nie brakowało zwolenników podobnego zamordyzmu, nie było możliwości zastąpienia kontrolerów cywilnych wojskowymi, ponieważ ci nie byli odpowiednio przygotowani.

Teraz Hiszpanie szkolą już na tę ewentualność 100 kontrolerów. Hiszpański rząd dostarczył jednak innym lekcji, jak nie zarządzać podniebnym konfliktem. – Stan wyjątkowy nie jest odpowiedzią na konflikt pracowniczny, a dekrety powinno zastąpić porozumienie zbiorowe – mówi Jesús Cruz Villalón. Kamień spadł podróżnym z serca, ale – jak pisał „The Guardian” – rząd wysyła niepokojący przekaz. Co będzie, jeśli zastrajkują motorniczy metra lub kierowcy autobusów? – Staliśmy się królikami doświadczalnymi – mówi Cristina Antón.

Polityka 07.2011 (2794) z dnia 12.02.2011; Świat; s. 49
Oryginalny tytuł tekstu: "Milionerzy z wieży"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną