Ubiegły rok zszargał nerwy pasażerom linii lotniczych w całej Europie – strajkowali kontrolerzy lotów w Irlandii, Niemczech, Francji i Grecji. Tysiące odwołanych lotów, miliony straconych euro. Hiszpania, najciężej doświadczona przez strajki, postanowiła rozwiązać problem raz na zawsze: w styczniu rząd w Madrycie rozpoczął prywatyzację 13 wież kontroli ruchu lotniczego – m.in. w Walencji, Sewilli i na Ibizie. Prywatne firmy z całej Europy zacierają ręce, a państwo liczy, że obniży koszty kontroli o 15 proc. Rekordowe zarobki kontrolerów przyczyniają się do tego, że Hiszpania ma dziś najwyższe koszty żeglugi powietrznej w całej Europie. A to dopiero początek – zapowiada rząd.
Na europejskim niebie szykuje się bowiem prawdziwa rewolucja. Już za rok, pod szyldem unijnego Single European Sky, ma powstać wspólny obszar powietrzny obejmujący Francję, Niemcy, Szwajcarię, Belgię i Luksemburg, czyli ponad połowę lotów, które odbywają się w Europie. Przyczyni się to do większej kontroli kosztów i przejrzystości. Ale podobnie jak plany prywatyzacji podsyci konflikt na linii państwo–wieże. A to oznacza więcej strajków i odwołanych lotów.
Pensja razy 10
Piątek, 3 grudnia ub.r. Szczęśliwi Hiszpanie ciągną na lotniska – zaczyna się długi, pięciodniowy weekend. Nigdzie jednak nie polecą. O godz. 17 kontrolerzy ruchu lotniczego porzucają swoje stanowiska, uziemiając 4,3 tys. samolotów. Na lotniskach wybucha chaos. 650 tys. podróżnych, rozpacz, desperacja, wściekłość. Rząd decyduje się na ostateczność: wysyła na lotniska wojsko i ogłasza pierwszy w historii stan zagrożenia narodowego. Za niewykonanie rozkazu grozi nawet sześć lat więzienia. „Pracujemy z pistoletem przy głowie”– opowiada przed kamerami roztrzęsiona kontrolerka.