Liczba zabitych w miastach libijskich może wynosić nawet pięćset osób. Danych nie podobna zweryfikować, ponieważ narzucono surową blokadę informacji i wszelkiej komunikacji elektronicznej, ale mimo wszystko kontrola jest nieszczelna. Nie można telefonować z Libii zagranicę, natomiast władze nie umieją sobie poradzić z zablokowaniem sygnałów komórkowych nadchodzących z zagranicy do Libii. Dzięki temu wiemy, że do demonstrantów strzelali w Bengazi nie żołnierze, a najemnicy. Mówi się, że pochodzą z Mali, co byłoby dziwne, bo Mali to jedyny kraj afrykański, w którym media są tak samo otwarte i niezależne, jak w Europie czy USA. Ale najemników można rekrutować wszędzie, także w krajach demokratycznych jak Mali, gdzie prezydentem był do niedawna absolwent Wydziału Historii Uniwerystetu Warszawskiego.
O tym, że Kadafi otacza się najemnikami, wiadomo od dawna. Grupa gwardii przybocznej, gotowa do wszelkich akcji w obronie mocodawcy pochodzi z… Korei Północnej. Jest to rozwiązanie wygodne obopólnie, bo Koreańczycy nie rozumieją w ząb arabskiego i nie wiedzą, co się dzieje, chyba że z rozkazów. A rozkazy mówią: „ognia!”. Inną grupę gwardii przybocznej dyktatora stanowią „gazele”, czyli ochroniarki po wszechstronnym treningu ze sportów walki. Są wyszkolone tak, jak komandosi. Przed naciśnięciem spustu nie mają chwili na błysk wątpliwości. Kiedy Kadafi pojawia się publicznie, otoczony jest pięknymi, wysokimi dziewczynami w mundurach lub po cywilnemu, których wzrok mówi, że są gotowe na wszystko. Mają go bronić przed arabskimi terrorystami, ponieważ wiadomo (a przynajmniej Kadafiemu wiadomo), że Arab nie strzeli do kobiety, która osłania mężczyznę.