Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Wyklikane rewolucje

Rewolucja arabska przez Internet

Kair, plac Tahrir. Kair, plac Tahrir. JIM HOLLANDER/EPA / PAP
Wolności Internetu bronić będziemy jak niepodległości – zadeklarowała Hillary Clinton. Bo Internet to więcej niż tylko medium, którym posługują się dwa miliardy ludzi. W XXI w. stał się bronią o strategicznym znaczeniu.
Courtney C. Radsch, badaczka mediów na Bliskim Wschodzie uważa, iż Twitter, SMS i Facebook były kluczowymi narzędziami używanymi przez aktywistów do mobilizacji i komunikowania się, nie były jednak ani powodem protestów, ani ich siłą napędową.Dylan Martinez/Reuters/Forum Courtney C. Radsch, badaczka mediów na Bliskim Wschodzie uważa, iż Twitter, SMS i Facebook były kluczowymi narzędziami używanymi przez aktywistów do mobilizacji i komunikowania się, nie były jednak ani powodem protestów, ani ich siłą napędową.

Rewolucyjną siłę nowych mediów uosabia w sposób spektakularny Slim Amamou, 33-letni cyberaktywista z Tunezji znany bardziej ze swojego internetowego pseudonimu @Slim404. Członek Partii Piratów, namiętny użytkownik Twittera i bloger stawiający się władzy. Na początku stycznia został aresztowany za udział w organizowaniu antyrządowych manifestacji, które w konsekwencji doprowadziły do jaśminowej rewolucji.

Siepacze prezydenta Ben Alego nie spostrzegli jednak, że Amamou ma przy sobie komórkę z nadajnikiem GPS, dzięki czemu plan uwięzienia cyberdysydenta w ukryciu spalił na panewce. A potem wydarzenia potoczyły się tak szybko, że po dziesięciu dniach, gdy prezydent uciekał w popłochu na lotnisko, @Slim404 jechał z aresztu wprost do budynków rządowych, by objąć stanowisko ministra młodzieży i sportu w formującym się rządzie.

Amamou przekonuje, że tunezyjski przewrót (zwany także twitterową rewolucją) byłby niemożliwy bez Internetu i bez wsparcia takich środowisk jak Anonymous – potężny międzynarodowy kolektyw haktywistów atakujących za pomocą sieci wrogów wolności na całym świecie. Młody minister nie ma wątpliwości, że przyszłość odzyskanej wolności także zależy od Internetu, bo nowe medium pomaga nie tylko organizować rewolucje, lecz też sprawować demokratyczną kontrolę nad władzą.

Jeśli Amamou ma rację, to także rację ma Hillary Clinton, która w lutym podtrzymała deklarację Internet Freedom (Wolność Internetu) ogłoszoną po raz pierwszy w styczniu ub.r. Amerykańska sekretarz stanu zapowiada, że rząd Stanów Zjednoczonych będzie zarówno walczył o prawo korporacji internetowych do świadczenia swych usług na całym świecie, jak też wspomoże cyberdysydentów oraz firmy i organizacje wymyślające rozwiązania umożliwiające aktywistom zachowanie anonimowości.

Polityka 11.2011 (2798) z dnia 11.03.2011; Świat; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Wyklikane rewolucje"
Reklama