Coraz sprawniej, także przy użyciu lotnictwa i ciężkiej artylerii, atakują ludność cywilną i nacierają na miasta wyzwolone przez powstańców. Klan dyktatora zdążył się już otrząsnąć z zaskoczenia i rozgardiaszu z końca lutego. Teraz Kadafi okazuje się sprawniejszym i bardziej bezwzględnym strategiem niż dyktatorzy z Tunezji i Egiptu. Oprócz ofensywy militarnej – w Libii nie ma dziś jednego zwartego frontu, walki trwają w wielu odosobnionych miejscach – rozwinął także ofensywę medialną. Dotąd nie miał w zwyczaju udzielać wywiadów zagranicznej prasie. Natomiast w ostatnich dniach Kadafi zdążył wystąpić przed kamerami największych światowych stacji telewizyjnych, także amerykańskich.
Pułkownik powtarza, że to komitety ludowe kontrolują sytuację w państwie. Straszy, że gdyby odszedł, „rewolucyjne porządki” przerodzą się w rzeź, bo plemiona, dotychczas trzymane w ryzach, pokłócą się o zyski z wydobycia ropy naftowej. Zamiast niej do Unii Europejskiej popłyną emigranci, a w Libii rozpleni się Al-Kaida, która – Kadafi zdaje się w to święcie wierzyć – otumania młodych Libijczyków narkotykami i wyprowadza ich na ulice. Na razie eksport ropy trwa i to mimo walk wokół miast ważnych dla libijskiego przemysłu petrochemicznego, w tym przejętego przez powstańców Ras al-Unuf, gdzie znajduje się rafineria, ropociągi i terminal naftowy.
Na wschodzie kraju, najdłużej pozostającym poza wpływami Trypolisu, władzę próbuje przejąć tymczasowa rada narodowa, złożona z intelektualistów, wojskowych i dyplomatów. Rada (z uznaniem jej za jedynego przedstawiciela Libii pierwsza pospieszyła Francja) domaga się ustanowienia nad Libią strefy zakazu lotów, by reżimowe lotnictwo nie mogło atakować powstańców. „Wielu ludzi lekko rzuca takie sformułowania, jak no-fly zones, ale mówią tak, jakby chodziło o gry wideo” − powiedział szef personelu Białego Domu William Daley, przypominając o ogromnych trudnościach technicznych tej operacji.