Do wyborów ogólnokrajowych w Niemczech i Francji jeszcze daleka droga, ale niedzielne głosowania na niższych szczeblach jasno wskazują trend dla obu partii rządzących. Niemiecka CDU przegrała wybory landowe w Badenii-Wirtembergii, z kolei francuska UMP poniosła miażdżącą klęskę w wyborach kantonalnych. Obie elekcje były symboliczne: Badenia-Wirtembergia to matecznik CDU, chadecja rządziła tam od 58 lat; z kolei francuskie wybory kantonalne to sprawdzian poparcia przed wyborami prezydenckimi. Po kilku latach dominacji na europejskiej scenie politycznej centroprawica jest w odwrocie.
W Niemczech bezpośrednią przyczyną jest wzrost nastrojów antyatomowych po katastrofie w Fukuszimie. Nie pomogło natychmiastowe wyłączenie siedmiu najstarszych reaktorów – wyborcy rozpoznali w tym grę przedwyborczą Merkel, która zaledwie kilka miesięcy temu przeforsowała przedłużenie eksploatacji tych elektrowni. W samej Badenii-Wirtembergii żywe są wciąż wspomnienia ubiegłorocznej rewolty przeciwko budowie nowego dworca w Stuttgarcie, kiedy to chadecki premier kazał policji rozpędzić ekologów. Władza w Badenii przejdzie teraz w ręce Zielonych, którzy po raz pierwszy w historii swojej partii wystawią premiera landu.
We Francji prezydencka UMP płaci za antyimigrancką retorykę Sarkozy’ego. Zamiast zabrać głosy skrajnej prawicy, pomógł Marine Le Pen wejść na polityczne salony, a wyborców centrowych, przerażonych awansem skrajnej prawicy, popchnął w objęcia socjalistów. Z uwagi na ordynację większościową Front Narodowy zdobył tylko dwa mandaty, ale pokazał, że potrafi mobilizować elektorat między turami. To ważne z perspektywy przyszłorocznych wyborów prezydenckich: według najnowszych sondaży Sarkozy przegra je już w pierwszej turze, a Le Penówna wejdzie do drugiej z każdym z potencjalnych kandydatów Partii Socjalistycznej. Prezydentowi nie pomogła nawet zmontowana w pośpiechu interwencja w Libii.
Centroprawica w obu krajach jest zmęczona władzą – we Francji rządzi od 2002 r., w Niemczech od 2005 r. Ale jest też tło unijne: ciągnący się od roku kryzys strefy euro obnażył brak wizji i polityczną impotencję obojga przywódców. Wypromowany przez Merkel Pakt Euro Plus nie rozwiązuje żadnego z palących problemów unii walutowej. Jest to zarazem kolejny zatruty owoc tak cenionej przez Sarkozy’ego międzyrządowej metody uzgodnień, którą zaprowadził traktat lizboński. Jeśli w strefie euro dojdzie do kolejnego bankructwa, tym razem Portugalii, będzie to definitywne fiasko centroprawicowej polityki unijnej. A zarazem gwóźdź do trumny ekip rządzących w Niemczech i Francji.