Międzynarodowe organizacje marynarzy i armatorów, zaniepokojone ekspansją piractwa morskiego na wodach somalijskich (ponad 90 proc. porwań na świecie), apelują o pomoc. Na czele akcji stoją państwa skandynawskie, ciągle liczące się potęgi żeglugowe, które ponoszą też wielkie straty w wyniku działań piratów.
Ulf Ryder, szef szwedzkiej Stena Bulk, jednego z największych na świecie armatorów tankowców (80 zbiornikowców), nie liczy się ze słowami. Ostro krytykuje obojętność świata na cierpienia zakładników przetrzymywanych w koszmarnych warunkach na somalijskich wybrzeżach. Piraci uwięzili tam prawie 800 marynarzy z kilkudziesięciu państw. Jaki zgiełk zrobiłby się w mediach, gdyby nagle porwano dwa Airbusy, każdy z kilkoma setkami pasażerów na pokładzie? Do dzisiaj pamięta się słynną operację odbicia przez izraelskich komandosów francuskiego samolotu na lotnisku w Ugandzie, w którym porywacze więzili „tylko” setkę pasażerów. Właśnie mija 35 rocznica tego wydarzenia. Na temat operacji w Entebbe nakręcono trzy filmy z takimi gwiazdami jak Antony Hopkins, Burt Lancaster i Elisabeth Taylor.
A o zakładnikach w Somalii cicho, jeśli nie liczyć sporadycznych relacji marynarzy zwolnionych po wypłaceniu okupu. Ale i ci są oszczędni w słowach, żeby nie urazić piratów, którzy mogliby wziąć odwet na innych zakładnikach. Dyrektor Stena Bulk atakuje rząd szwedzki, że wysyła żołnierzy do Afganistanu, zamiast w pierwszej kolejności zapewnić bezpieczeństwo własnym obywatelom. Korwety szwedzkie operowały wprawdzie w Zatoce Adeńskiej, ale zostały wycofane. Ryder nie może zrozumieć tej decyzji: „Rozmawiałem z jednym z oficerów marynarki, który powiedział mi, że akcja na wodach somalijskich była jego najbardziej pożytecznym zajęciem w trakcie 20-letniej służby we flocie. Teraz sami musimy dbać o bezpieczeństwo wprowadzając na statki uzbrojoną ochronę”.
Jak karać pirata
Jeszcze ostrzej zareagował sędziwy założyciel słynnej norweskiej firmy żeglugowej Stolt-Nielsen (150 statków oceanicznych), Jacob Stolt-Nielsen. „Piraci złapani na międzynarodowych wodach wieszani byli na miejscu i taką praktykę należałoby nadal stosować”, napisał w norweskim dzienniku ekonomicznym „Dagens Naeringsliv”. Słowa wywołały burzę i protestował nawet narażony na porwania swoich członków związek marynarzy. Po egzekucji ibn Ladena wrzawa nieco przycichła. Obecny szef firmy Niels Stolt-Nielsen powiedział, że jedyny język, jaki rozumieją terroryści, to język karabinu. Nie mamy alternatywy, stwierdził. Armator norweski również podjął decyzję o uzbrojeniu statków przepływających przez niebezpieczne wody. Także rząd duński zezwolił na używanie broni na statkach handlowych.
Państwa europejskie z reguły wypuszczają zatrzymanych piratów, ponieważ uważają, że trudno im znaleźć międzynarodowe przepisy pozwalające karać cudzoziemców na obszarze niczyim. Indie i Korea Południowa nie przejmują się tym zbytnio. Rosja i Kenia strzelają bez ostrzeżenia do piratów, co sprawia, że statki tych państw są najrzadziej atakowane. Używanie broni przez statki cywilne jest jednak dość ryzykowne, bo naraża na śmierć także marynarzy.
Armatorzy stosują więc również łagodniejsze środki, lejąc na przykład, jak podczas średniowiecznych oblężeń, gorący olej i wodę na napastników lub otaczają burty drutem kolczastym utrudniającym wspinanie na pokład. Brytyjska firma zbrojeniowa BAE Systems lansuje lasery, które mają czasowo oślepiać piratów uniemożliwiając atak. Broń sprzężona z radarem razi napastników już w odległości 2 km od atakowanego statku.
Akadmia Piratów
Ale i piraci dysponują coraz lepszym sprzętem, kupowanym za pieniądze z okupu. Mają nowoczesne systemy łączności z satelitarną nawigacją włącznie, a także własny wywiad, który pozwala im unikać okrętów wojennych i lokalizować statki łatwe do porwania. Rozwinęła się ostatnio technika korzystania ze statków matek, które dają osłonę różnym grupom piratów.
Abdirisak Aden, szwedzki naukowiec z somalijskimi korzeniami, pisze w pracy na temat piratów: „Część młodzieży – mówię tu o tysiącach młodych mężczyzn która ucieka z terenów objętych wojną domową, z braku innego zajęcia usiłuje dostać się do szkoły, którą nazywa się w Somalii »Akademią Piratów«. Przyjęcie jest niesłychanym wyróżnieniem porównywalnym z dostaniem się na Harvard czy londyńską School of Economics. »Studenci« praktykują na statkach i po zdaniu egzaminów kwaterowani są w pirackich miastach Eyl i Haradhere, które kwitną ekonomicznie dzięki piratom”.
Na nabrzeżach, przy których cumowały kiedyś łodzie rybackie, parkują teraz najnowsze modele Mercedesów i Land-Roverów. Nędzne szopy ustępują miejsca eleganckim willom. Somalijskie państewko Puntland osiąga z piractwa większą część swego PKB. Nic dziwnego, że piraci cieszą się tam szacunkiem, mówi Thomas Jacobsson ze szwedzkiej agencji bezpieczeństwa Naval Guards. Z luksusu korzystają przywódcy gangów; ich żołnierze liczą, że i oni doczekają podobnego standardu.
Piraci akademicy sięgają do nowoczesnych technik negocjacji i marketingu. Wokół piractwa wyrosła warstwa pośredników prowadzących rokowania, cieszących się zaufaniem obydwu stron. Piraci przedstawiają się jako ofiary zachodniego świata, który pozbawił ich źródeł dochodu: wyjałowił wody somalijskie rabunkowymi połowami i zatapianiem trujących substancji. Faktem jest, że niezidentyfikowane do dziś statki zatopiły w zatoce tysiące beczek, które po tsunami w 2005 r. rozbiły się i zniszczyły życie biologiczne na dużym obszarze.
Liczba ataków wzrosła z 50 w 2007 r. do 219 w 2010 r. Ten rok zapowiada się też rekordowo. Straty z powodu zatrzymywania statków, wprowadzania profesjonalnej ochrony, podwyższonych stawek ubezpieczeniowych i wydłużonych z powodu obecności piratów tras szacowane są na kilkanaście miliardów dolarów rocznie. Odczuwamy to na własnej skórze kupując benzynę. Mimo prób nie sposób omijać niebezpiecznych wód, bowiem prowadzi przez nie najkrótsza droga z Azji do Europy, chociaż niektóre supertankowce zaczęły opływać Afrykę od dołu.
Po protestach armatorów problemem piractwa zajęła się ostatnio Rada Bezpieczeństwa ONZ. Zamierza powołać międzynarodowy trybunał, który będzie sądził i karał piratów. Dotychczas aż 80 proc. złapanych piratów puszczano wolno, ponieważ rzeczywiście nie ma jednoznacznych przepisów określających tryb karania. Rada Bezpieczeństwa rekomenduje też inne działania w walce z piratami, które zmniejszą niebezpieczeństwo żeglugi w Zatoce Adeńskiej i na Oceanie Indyjskim.
Armatorzy i organizacje marynarskie patrzą w przyszłość ze sceptycyzmem. Jeśli nawet będzie się zamykać piratów, na ich miejsce przyjdą inni. Karanie więzieniem oznacza polepszenie ich losu. Pięciu somalijskich piratów zamkniętych zimą tego roku w południowokoreańskim areszcie uważa, że przewyższa on standardem nawet hotele w Afryce. Proces piratów właśnie się rozpoczął. Przywódcy grupy grozi kara śmierci.
Skandynawscy armatorzy domagają się przede wszystkim międzynarodowej akcji w samej Somalii. Anarchia w kraju prowadzi do anarchii na morzu mówi Niels Stolt-Nielsen. Oczekiwania na poprawę bezpieczeństwa są, jego zdaniem, nierealne bez wprowadzenia jakiejś formy publicznego ładu w Somalii. Zwolenników interwencji studzi nieco porażka zapoczątkowanej w 1992 r. operacji Przywrócić Nadzieję, przeprowadzonej głównie przez wojska amerykańskie pod egidą ONZ. O operacji tej opowiada nagrodzony Oscarami film „Helikopter w ogniu”.
Terror na morzach
„Piraci z Somalii”, tak zapewne będzie się nazywał film nakręcony w przyszłości, kiedy już sytuację w Rogu Afryki (tak nazywa się czasem Półwysep Somalijski) uda się opanować. Dramatycznych sytuacji do napisania scenariusza nie brakuje. Może być nią np. los duńskiej rodziny Quist Johansen z Kalundborga w pobliżu Kopenhagi, która mimo ostrzeżeń wybrała się w rejs dookoła świata. W końcu lutego ich jacht porwali piraci. Małżeństwo z trojgiem kilkunastoletnich dzieci i dwóch członków załogi uwięziono na pokładzie greckiego statku MV Dover. Doszło do nieudanej próby odbicia zakładników. Kopenhaskiej popołudniówce „Ekstrabladet” udało się odwiedzić uwięzionych. Wpuszczając dziennikarzy porywacze liczyli, że porażające warunki życia na statku rozmiękczą duński rząd, który kategorycznie odmawia rokowań i zapłacenia 5 mln dol. okupu.
Zanim doczekamy się filmu o losie duńskiej rodziny, możemy pójść na „Piratów z Karaibów”, jedną z najbardziej kasowych produkcji w historii kina, której czwarta część weszła właśnie na ekrany. Piraci od kilku stuleci są ulubieńcami światowej popkultury. Część tej popularności przenosi się bez wątpienia na somalijskich terrorystów.
Wydaje się, że nikt się specjalnie nie martwi somalijskim piractwem. Jan Sonesson, wiceprezydent Stena Bulk odpowiedzialny za bezpieczeństwo, osobiście uważa, że nie będzie żadnych reakcji ze strony państw czy organów międzynarodowych, dopóki piratom nie uda się zatrzymać tak wielu wielkogabarytowych tankowców, że zahamowałoby to dowóz ropy naftowej, w pierwszej kolejności do Ameryki.
Piraci berberyjscy, działający po drugiej stronie Afryki, terroryzowali światową żeglugę na Atlantyku prawie przez połowę tysiąclecia, aż połączone siły europejskie i USA (US Navy stworzona została do zwalczania piractwa) zadały ostatecznie kres ich działalności w XIX w. Czy i tym razem czekać będzie trzeba równie długo na rezultat?