Politycy wypowiadają wojnę stadionowym chuliganom, a socjolodzy zachodzą w głowę, czy wojny gangów tzw. kiboli to kolejna forma młodzieżowego protestu, rozładowanie potencjału przemocy, odbicie społeczeństwa twardych łokci, a może tylko nielegalna forma sportów ekstremalnych?
Folklor piłkarski jest w Europie znany od stulecia, już w 1931 r. mówiono o piłkarskiej psychozie. Ale do połowy lat 60. ani prasa, ani policja niezbyt się nim interesowały. Do lat 50. „bitewni turyści” kibicowali swoim drużynom, które wybierano w zależności od miejsca zamieszkania i warstwy społecznej. Klub tworzył społeczny biotop w rodzinnej atmosferze. Od połowy lat 50. – wraz z profesjonalizacją piłki i zamianą superligi w show-biznes – powstały dwa typy fanów. Z jednej strony wybredny konsument, który chce oglądać dobrą piłkę, ale nie jest związany z klubem. Z drugiej członkowie fanklubów – ubrani w szaliki, czapki, emblematy – tworzący na stadionie atmosferę karnawału i plemiennych wojen, które od lat 70. w wielu krajach zmieniały się w orgię zniszczenia i przemocy. To oni są odpowiedzialni za trzecie połowy meczów rozgrywane na trybunach, ale najczęściej poza nimi.
Dziś w literaturze brytyjskiej jest już cały gatunek Hooligan Books. Niemal każdy klub ma swoją true crime, opowieść o legendarnych bojach klubowych fanów. Klasyczny reportaż uczestniczący Billa Buforda „Wśród kiboli” został sfilmowany. „Faceci w czerni” Tony’ego O’Neilla osiągnęli 650 tys. egzemplarzy nakładu. A w Polsce w 2008 r.