Wawrzyniec Smoczyński: – Barack Obama wezwał Europę Środkową, by podzieliła się doświadczeniami transformacji z krajami arabskimi. Lech Wałęsa był już w Tunezji. Są jakieś podobieństwa między 1989 r. u nas a 2011 r. u nich?
Radosław Markowski: – Niewątpliwie w obu tych światach było poczucie oddalania się od krajów rozwiniętych. Arabowie, tak jak my 20 lat temu, zdali sobie sprawę, że wspieranie autorytarnych władców, którzy nie mają pomysłu na XXI w., to droga donikąd. Druga analogia to kryzys gospodarczy połączony z awansem edukacyjnym społeczeństwa.
Podobieństwa można też szukać w tzw. efekcie domina, czyli łańcuchowym upadku kolejnych reżimów, ale trzeba też zwrócić uwagę na różnorodność. Mówimy „wychodziliśmy z komunizmu”, ale mamy dziś doskonałe dowody na to, że wychodziliśmy z bardzo różnych komunizmów. Padł mit jednorodnego dziedzictwa leninizmu, bo rozbieżności między socjalizmem polskim i węgierskim z jednej strony a bułgarskim, czechosłowackim czy enerdowskim z drugiej były ogromne. Ale to rozwój wydarzeń w tych dwóch pierwszych krajach doprowadził do tego, że komunizm upadł. Podobną różnorodność widzimy dziś wśród rodzących się demokracji arabskich – Tunezja to zupełnie inny kraj niż Libia.
Skoro nasze drogi do demokracji były różne, co możemy tak naprawdę zaoferować młodym demokracjom arabskim?
O tym rozmawialiśmy niedawno na konferencji w Sofii. Bułgaria zaprosiła specjalistów od transformacji i ministrów spraw zagranicznych z Europy Środkowej, do tego przywódców ugrupowań i ruchów demokratycznych z krajów arabskich.