U księdza Andrzeja w holu stoi fortepian koncertowy Steinway. Instrument ma wspaniałe brzmienie. Należał do kogoś z bogatych mieszkańców Hawany, ale nie tych najbogatszych, bo ci nie mieszkali w Starej Hawanie. Ten ktoś po rewolucji pozostawił instrument i odjechał z tym, co łatwo mógł zabrać. Jakim sposobem fortepian trafił do księdza? Widać zrządzeniem losu. Bo przed seminarium ksiądz Andrzej był muzykiem i organizatorem imprez kulturalno-rozrywkowych w PRL. Zarabiał na tyle dobrze, że wybudował mieszkanie dla przyszłej rodziny. Wyposażył je we wszystko. Kupił nawet ubranka dla dziecka. Powołanie przyszło na dwa miesiące przed ślubem.
Teraz ma wiele dzieci, bo z nimi pracuje. Kiedy wychodzi na ulicę, wszyscy wyciągają ręce w pozdrowieniu. Nawet policjantka, bo jej córka chodzi do księdza na lekcje tańca. Są u niego różne zajęcia: fotografii, montażu filmowego, malarstwa, angielskiego, rękodzieła artystycznego czy religii, jeśli ktoś byłby zainteresowany. Ksiądz zbiera kamienie koralowe na plaży, robi klej ze styropianu i benzyny, bo kleju jako takiego dostać nigdzie nie można, a dzieci budują ogródki na tych kamieniach, ozdabiając drzewka koralikami. Kiedyś najwięcej osób przychodziło na lekcje programowania, ale od kiedy uczniowie ukradli sześć komputerów, ksiądz ograniczył te spotkania. Pozostałe komputery stoją dziś zamknięte na kłódki.
Dramaty rodzinne to standard
To jest kryminogenne środowisko, salezjanin wie, co to znaczy, bo zanim przyjechał do Hawany, pracował przez 10 lat w polskich więzieniach. Tu matka potrafi wyprowadzić w nocy z bramy 14-letnią dziewczynkę i zaoferować ją cudzoziemcowi za dolara.