Wspólnie z innymi badaczami kosmosu zaproponował pan, by wysłać ludzi na Marsa, bez możliwości powrotu na Ziemię. W jaki sposób wpadł pan na ten szalony pomysł?
Schulze-Makuch: Nasza propozycja jest absolutnie poważna. Tylko w przypadku misji na Marsa musimy ustrzec się błędów popełnionych podczas lądowania na Księżycu. Nie chodzi o to, by tam wylądować, zebrać kilka kamyczków i wrócić. Jeśli ludzie wyruszają w tak olbrzymią podróż w obce światy, powinni już tam pozostać. Wyobrażamy sobie pionierów, którzy rozpoczynają kolonizację tej pustynnej planety. Do takiej drużyny powinien należeć inżynier, rolnik i lekarz.
Mars to kraina wroga życiu – misja w jedną stronę na Marsa to trochę jak podróż dla kamikaze.
W żadnym razie. Księżyc jest wyłącznie martwym kawałkiem skały. Mars natomiast oferuje wystarczająco dużo bogactw, aby można tam było zostać na dobre – zarówno wodę, jak i glebę bogatą w minerały, na której rośliny mogłyby rosnąć i wydawać plon. Najbardziej niebezpiecznym elementem takiej misji jest lot, więc chociażby z tego względu bezpieczniej dla astronautów byłoby, gdyby zrezygnowali z drogi powrotnej.
Emeryci – na Marsa!
Atmosfera na Marsie jest znacznie rzadsza, niż na Ziemi, przepuszcza promieniowanie kosmiczne praktycznie nieprzefiltrowane.
To prawda, ale na Marsie istnieje sporo jaskiń, utworzonych przez lawę, które mogą stanowić schronienie przed promieniowaniem. Te groty, stworzone niegdyś przez wulkany można znaleźć prawie na całej planecie, a z powodu niewielkiej grawitacji na Marsie są one zdecydowanie większe od jaskiń na Ziemi. W nich pionierzy mogliby spędzać większość czasu. Jedynie podczas swoich wypraw po powierzchni planety narażeni byliby na promieniowanie.