W czerwcu Rosja obchodziła kolejną rocznicę ogłoszenia swojej suwerenności. Wydawało się, że po 20-letniej transformacji Rosjanie poznawszy dobrodziejstwa wolności, takie jak koniec prześladowań KGB czy pełne sklepowe półki, przestali tęsknić za radziecką przeszłością. Jednak to właśnie w przededniu tegorocznego święta społeczny komitet mieszkańców ul. Kuncewskiej w Moskwie zwrócił się do władz miejskich z apelem o przywrócenie jej nazwy Stalina, którą nosiła do 1962 r., oraz wmurowanie specjalnie ufundowanej tablicy poświęconej zasługom wodza. Przypadek czy tendencja?
Obliczono, że od czasu rozpadu ZSRR w całej Rosji odsłonięto lub zrekonstruowano ponad 60 pomników Józefa Dżugaszwilego. W 2008 r. na ścianach odnowionej stacji moskiewskiego metra Kurskaja ponownie umieszczono frazę pierwszego radzieckiego hymnu „I wychował nas Stalin...”.
Rosyjscy internauci żartowali, że duch satrapy krąży po peronach podziemnej kolejki, ale problem jest poważniejszy. Gdy rok później jeden ze stołecznych restauratorów otworzył knajpkę Antysowiecka, wywołał taką wściekłość organizacji kombatanckich, że dopiero po przemianowaniu knajpy na Sowiecka mógł dalej prowadzić biznes. Rosjanie nie uporali się z własną historią, o czym najlepiej świadczy sympatia do ZSRR i Stalina, deklarowana przez młode pokolenie urodzone już po rozpadzie imperium.
Skutki silnego wpływu „radzieckości” na Rosję, a szczególnie na stan świadomości Rosjan, od dawna niepokoiły reformatorów. A dziennik „Wiedomosti” wyraził te obawy najbardziej dosadnie: „Rosja to kraj swobody podróżowania i prywatnej własności, ale radzieckie zasady i tradycje hamują gospodarkę i rozwój polityczny.