Jeśli potwierdzą się doniesienia, że zamachowiec jest jakimś fanatykiem, skrajnie prawicowym i chrześcijańsko-fundamentalistycznym i że działał w pojedynkę owładnięty swym fanatyzmem, mamy materiał do refleksji psychiatrycznej. Niewiele z niego wynika poza oczywistym ostrzeżeniem przed fanatyzmem na jakimkolwiek podłożu.
Zamachy norweskie przypominają Europie, że zabijać przypadkowych niewinnych ludzi potrafią nie tylko radykalni islamiści, lecz także „obrońcy cywilizacji białego człowieka”. Dorobią sobie usprawiedliwienie dla zbrodni z realnych konfliktów i problemów wynikających z tego, jak wygląda dziś nasz kontynent.
Rządy demokratyczne radzą sobie z tymi multikulturowymi wyzwaniami lepiej lub gorzej, ale to wymaga czasu, pieniędzy, kompromisu. Fanatyk nie ma czasu. On chce radykalnej zmiany natychmiast i za każdą cenę. Jeśli wcześniej nie był znany służbom bezpieczeństwa, szanse udaremnienia jego obłędnych planów są zerowe.
Zdrowie społeczne nie polega na izolacji mniejszości, tylko fanatyków.