Marco ma 16 lat, gdy zaprzyjaźnia się z paco. Ale to przyjaźń wyjątkowa: intensywna i kosztowna. Więc Marco płaci. Przez pierwsze dwa dni ze swoich pieniędzy. Przez następne kilka wydaje wszystkie oszczędności matki. Później zaczyna wyprzedawać wszystko co ma pod ręką. Z mieszkania znikają kolejno garnki, ubrania i meble. W końcu, gdy dom jest już całkowicie ogołocony, nastolatek kończy dzieło: wyjmuje z framugi drzwi wejściowe i idzie je spieniężyć. Nikt go już więcej nie zobaczy. Dziś jego matka załamuje ręce. Mówi, że nigdy nie wyjechałaby z Buenos Aires w odwiedziny do rodzinnej Boliwii zostawiając syna samego, gdyby tylko wiedziała, że wciągnęło go przekleństwo dzieci z Villa 31, slumsu w centrum miasta. Że wciągnęło go paco.
Paco to slangowy skrót od pasta de cocaina, kokainowej pasty. To plaga, która sieje spustoszenie wśród nastolatków z villas miserias – dzielnic nędzy – w Buenos Aires i na jego obrzeżach. Według danych Argentyńskiego Sekretariatu do Zapobiegania Narkomanii i Zwalczania Handlu Narkotykami (arg. SEDRONAR) odurzało się nim aż 70 tys. chłopców ze stolicy w wieku 16-26 lat. Władze prowincji podają, że liczba hospitalizowanych z jego powodu w roku 2009 była trzykrotnie wyższa niż jeszcze rok wcześniej. Za uzależnieniem idzie przemoc, według tych samych danych 70 proc. uzależnionych szuka pieniędzy na zaspokojenie głodu w brutalnych napadach. W slumsach Buenos z powodu paco coraz częściej słychać strzały i płacz.
Czas żniw
A jeszcze do niedawna pasta, produkt uboczny przy wyrobie kokainy, była uważana za bezwartościową. W Boliwii nazywa się ją nawet bazuco: basura sucia de cocaina, brudny śmieć z kokainy.