O Jobsie i Apple zostało już wiele powiedziane i napisane, choć w rzeczywistości wiadomo bardzo mało. Koncern obsesyjnie osłania się tajemnicą, ograniczając oficjalną komunikację do informacji wymaganych od spółki giełdowej. Liczby jednak mówią za siebie: Apple zyskał w tym roku pozycję najcenniejszej marki na świecie, przez chwilą był najwyżej wycenianą spółką giełdową, nie ma długów i jest najprawdopodobniej firmą dysponującą największymi zasobami gotówki, sięgającymi 70 mld dolarów.
Taki spadek pozostawia Steve Jobs, który wrócił, po trwającej ponad dekadę przerwie do swojej firmy znajdującej się wówczas, w 1997 r. w zupełnie innej kondycji. Atmosferę tamtych dni najlepiej oddaje okładka tygodnika „Time”, na której widać Jobsa rozmawiającego przez telefon z Billem Gatesem, odwiecznym wrogiem i szefem znienawidzonego Microsoftu. Gates wyciągnął pomocną dłoń, zainwestował w upadającego Apple’a 150 mln dolarów.
Tyle wystarczyło, by ożywić kultową firmę. Już po chwili na rynku pojawiły się kolorowe iMaki, a potem kaskada produktów i usług, z których każdy był innowacją o charakterze przełomowym: iPod, iTunes, iPhone, iPad. Ten triumfalny okres najlepiej podsumowuje inna okładka, z tygodnika „The Economist”, na której Steve Jobs przedstawiony jest jak bóg ofiarowujący ludzkości iPada, podobnie jak niegdyś Bóg ofiarował Mojżeszowi kamienne tablice.
Jobs jednak nie próżnował nawet w okresie przymusowego odsunięcia od firmy, kiedy wykreował studio filmowe Pixar i firmę komputerową NeXT, której komputery (i oryginalny system operacyjny NeXTSTEP) umożliwiły powstanie WWW.