Według przecieków, rządowi w Atenach już w październiku może zabraknąć pieniędzy na pensje dla urzędników, a Berlin kalkuluje podobno scenariusze na wypadek niewypłacalności Grecji, łącznie z wykluczeniem tego kraju ze strefy euro. Z kolei Paryż spodziewa się w tym tygodniu obniżek ratingu czołowych francuskich banków, które siedzą na greckich obligacjach.
Skąd nagły nawrót obaw o Grecję? Podgrzała je czwartkowa dymisja Jürgena Starka, niemieckiego członka zarządu Europejskiego Banku Centralnego, który od miesięcy sprzeciwiał się skupowaniu greckich obligacji przez EBC i kłócił się o to z prezesem Jeanem-Claude’em Trichetem. Sam Trichet bardzo się zdenerwował w piątek na comiesięcznej konferencji prasowej, gdy dziennikarz zapytał, czy EBC nie staje się tzw. złym bankiem do gromadzenia śmieciowych obligacji bankrutów strefy euro.
Dymisja Starka obnażyła przepaść dzielącą Niemcy i EBC w zarządzaniu kryzysem strefy euro: podczas gdy rząd w Berlinie jest gotów wpędzić Greków w bankructwo, byle dalej oszczędzali, bank we Frankfurcie jest gotów ich ratować, byle tylko oddalić niewypłacalność. A gdzie jest rozłam, tam nie ma szans na zdecydowane i konsekwentne działania, czego świadectwem jest desperacja Tricheta. Kryzys wiarygodności EBC może sprawić, że inwestorzy już w tym tygodniu zmuszą Grecję do formalnego ogłoszenia bankructwa.
Dla samej Grecji niewypłacalność może być paradoksalnie wybawieniem. W zamian za dobrowolne wystąpienie ze strefy euro może zażądać przejęcia przez pozostałych znacznej części jej długów, a powrót do mocno zdewaluowanej drachmy pozwoliłby jej odzyskać konkurencyjność i w ten sposób zreanimować gospodarkę.