Oficjalnie siedmiomiliardowy Ziemianin zostaje wskazany 31 października i jest jednym z 78 mln ludzi, jacy urodzą się w tym roku. Tyle aktualnych liczb, prognozy na kolejne lata są nie mniej imponujące. Choć już nieco wolniej, populacja ludzka będzie rosnąć. Niektórzy mają nadzieję, że ustabilizuje się na poziomie 9-10 mld, gdzieś ok. 2050 r., może później. Do tej pory globalne prognozy demograficzne słabo się sprawdzały, pewne jest natomiast, że przyrost naturalny systematycznie maleje. Okazuje się, że najlepszym środkiem antykoncepcyjnym jest wykształcenie kobiet - im więcej czasu spędzą w szkole, tym świadomiej zarządzają swoim ciałem i kontrolują własną rozrodczość. Reguła ta sprawdza się niezależnie od religii, koloru skóry i klimatu.
Czy należy obawiać się rosnącej liczby ludzi? Cynik stwierdzi, żeby nie wpadać w panikę - większość noworodków przychodzi na świat w warunkach skrajnego ubóstwa, ich wpływ na globalną równowagę jest niewielki. O wiele groźniejszy jest każdy nowourodzony Amerykanin, Europejczyk, a od niedawna także Chińczyk. Nie zadowala się on już bowiem „żelazną miską ryżu”, jaką gwarantował z różnym skutkiem Przewodniczący Mao. W 2005 r. Chiny straciły niezależność żywnościową i stały importerem netto artykułów spożywczych. Chińczycy jedzą więcej i lepiej, co wywołuje efekt mnożnikowy - na jeden kilogram wołowiny potrzeba ok. 10 kilogramów pasz zbożowych. Jednym kilogramem wołowiny wyżywi się jednak mniej ludzi, niż 10 kilogramami zbóż.
W 2010 r. świat wyprodukował 2,3 mld ton zbóż. Wystarczająco dużo, by zapewnić odpowiednią ilość kalorii nawet 11 miliardom ludzi. Tylko jednak niespełna połowa z tej ilości trafiła na talerze, 34 proc. poszło na pasze, 18 proc. zjadły samochody w postaci biopaliw oraz przemysł skrobi i tworzyw sztucznych.