Świat

Solo na kobzie

Szkocja marzy o niepodległości

Szkocki premier obiecuje referendum ws. niepodległości przed końcem kadencji swego rządu, czyli najpóźniej w 2015 r. Szkocki premier obiecuje referendum ws. niepodległości przed końcem kadencji swego rządu, czyli najpóźniej w 2015 r. Stuart Grout / Flickr CC by 2.0
W Szkocji ruszyła właśnie "Yes, Scotland", kampania społeczna na rzecz niepodległości tego kraju.
Premier Salmond (z prawej), zwolennik walki z ociepleniem klimatu, chce oprzeć gospodarkę wolnej Szkocji na energii odnawialnej.Danny Lawson/PA/East News Premier Salmond (z prawej), zwolennik walki z ociepleniem klimatu, chce oprzeć gospodarkę wolnej Szkocji na energii odnawialnej.
Poparcie dla pełnej niezależności Szkocji rośnie, ale rzadko sięga więcej niż 40 proc.dr_zoidberg/Flickr CC by SA Poparcie dla pełnej niezależności Szkocji rośnie, ale rzadko sięga więcej niż 40 proc.

Artykuł został opublikowany w POLITYCE w grudniu 2011 r.>>>

Już połowa Szkotów chce, by ich kraj odłączył się od Wielkiej Brytanii. Na czele z popularnym premierem Alexandrem Salmondem, który obiecuje referendum nad niepodległością. Premier Alexander Salmond ma charyzmę. Przyznają to nawet w Londynie, a cóż dopiero w Edynburgu. – To polityk niezwykle inteligentny, jedyny w Szkocji o kalibrze światowym – mówi Szkot Neal Ascherson, znany dziennikarz i pisarz. – I to dlatego, że wie, czego chce: szkockiej niepodległości. Do tego celu zmierza powoli, cierpliwie i umiejętnie. Dziś jako pierwszy minister, de facto premier Szkocji, wcześniej jako lider Szkockiej Partii Narodowej (SNP).

57-letni Salmond długo i ciężko pracował na swoją pozycję. Nie wyglądało, że wejdzie ze swoim hasłem do głównego nurtu polityki szkockiej czy brytyjskiej. Establishmentom hasła niepodległościowe pachną zdradą. Znawca polityki szkockiej Iain Macwhirter pisze z przekąsem, że widmo Salmonda krąży nad Szkocją. Dlatego prasa londyńska porównała go do dyktatora Zimbabwe Roberta Mugabe i nazwała politykiem o podwójnej osobowości. Niby uśmiechnięty swój chłop, a w istocie chytry gracz.

Laburzyści, którym SNP odebrała sporo wyborców, już w latach 90. przedstawiali Salmonda jako skrzyżowanie włoskiego separatysty Umberto Bossiego z osławionym Slobodanem Miloševiciem, przywódcą serbskim. Autorzy tych porównań nie zdają sobie sprawy, że obrażają nie tylko Salmonda, ale też samych Szkotów. Salmond nie wzywa do wojny z Anglią, nie chce odrywać Szkocji od Zjednoczonego Królestwa siłą ani spiskowym fortelem. Nie jest rewolucjonistą w stylu jakobińskim. Jeśli już, to w stylu amerykańskim: no taxation without representation (nie ma zgody na opodatkowanie bez przedstawicielstwa w parlamencie).

Szkocja brytyjską kolonią?

„Obecnie Szkocja kontroluje 10 proc. podatków pobieranych od jej mieszkańców – tłumaczył Salmond tygodnikowi „Time” – gdyby była suwerennym państwem członkowskim UE, kontrolowałaby 99 proc., jedynym wyjątkiem byłby VAT”. Czy zatem pierwszy minister uważa Szkocję za kolonię brytyjską? „Nie jesteśmy kolonią. Mamy przecież demokratyczne wybory. Z tym że nie wiadomo, czy druga strona, czyli rząd Zjednoczonego Królestwa, gotowa jest uznać tak do końca ich wynik”.

W maju SNP pod wodzą Salmonda drugi raz z rzędu wygrała wybory na terenie Szkocji. Tym razem zdobyła większość (69) mandatów w 129-osobowym szkockim parlamencie regionalnym i 6 z 59 przyznanych Szkocji w brytyjskiej Izbie Gmin. W Parlamencie Europejskim SNP dzierży 2 z 6 mandatów przysługujących Szkocji. Należy tam do frakcji regionalistów (m.in. belgijskich, morawskich, baskijskich, śląskich i korsykańskich). Ów Wolny Sojusz Europejski współpracuje z europejskimi Zielonymi.

SNP działa od lat 30 ubiegłego wieku i liczy 18 tys. członków. W majowych wyborach startowała z hasłami całkowitego przejścia na energię odnawialną do 2020 r., bezpłatnych studiów dla studentów szkockich, przygotowania referendum niepodległościowego. – Sukces SNP był tym większy, że proporcjonalno-mieszany system wyborczy jest tak pomyślany, by żadna partia nie zdobyła większości, a jednak tej partii to się udało – podkreśla David Hayes, redaktor portalu OpenDemocracy.net. – To zasługa przede wszystkim samego Salmonda.

Salmond od początku postawił na niepodległość. To odróżnia go wyraźnie od szkockich konserwatystów (zajęli trzecie miejsce) i laburzystów (drugie miejsce). Konserwatyści są przeciwni wystąpieniu Szkocji ze Zjednoczonego Królestwa, inne partie opowiadają się za umacnianiem autonomii w ramach status quo. Szkocja była suwerennym królestwem do 1707 r., kiedy zawarła unię z Anglią. Powstało wówczas Królestwo Wielkiej Brytanii, parlamenty Szkocji i Anglii połączyły się w parlament brytyjski z siedzibą w londyńskim pałacu Westminster.

Ale w latach 90. XX w. powiały nowe wiatry. Za rządów „nowych laburzystów” Tony’ego Blaira rząd brytyjski zdecentralizował ustrój państwowy, znacznie rozszerzono m.in. autonomię Szkocji. Historia po prawie 300 latach zatoczyła koło. W maju 1999 r. odbyły się w Szkocji wybory do regionalnego parlamentu. Wygrała Szkocka Partia Pracy, niepodległościowcy Salmonda byli drudzy (35 mandatów). Powstał pierwszy od wieków regionalny rząd ze znacznymi kompetencjami. Ale wcześniej wydarzyło się coś, co bardzo pomogło SNP: w latach 70. u wybrzeży Szkocji odkryto bogate złoża ropy naftowej.

 

 

Referendum ws. niepodległości

Partia Salmonda rozpoczęła kampanię pod hasłem szkockiej ropy. Sugerowała, że dochody z eksploatacji ropy i gazu ziemnego mogą być fundamentem ekonomicznym niepodległości. Odtąd SNP rosła w siłę. Wzrostowi jej politycznego wpływu służyło też twarde „nie” konserwatystów względem decentralizacji. – Salmond powiedział kiedyś, że przed siedzibą parlamentu szkockiego powinien stanąć pomnik Margaret Thatcher – przypomina Hayes. – Bo to jej polityka, odbierana w Szkocji jako arogancka i nieprzychylna aspiracjom Szkotów, paradoksalnie te aspiracje rozpaliła.

Rzeczywistość jest jednak bardziej skomplikowana, niż się marzy optymiście Salmondowi. Wprawdzie poparcie dla pełnej niezależności Szkocji rośnie, ale rzadko sięga więcej niż 40 proc. Według październikowego sondażu gazety „Sunday Mirror”, w tym roku po raz pierwszy zbliżyło się ono do magicznej bariery 50 proc.: za niepodległością w ewentualnym referendum głosowałoby 49 proc. mieszkańców Szkocji i 39 proc. Brytyjczyków.

Salmond obiecuje referendum przed końcem kadencji swego rządu, czyli najpóźniej w 2015 r. Nie są to czcze zapewnienia. Hasło wybicia się na narodowo-państwową samodzielność podoba się wielu młodym mieszkańcom Szkocji, więc Salmond zapowiada, że jego rząd zaproponuje przyznanie praw wyborczych już 16-latkom. Zręcznym politycznie posunięciem lidera SNP jest też pomysł, by referendum składało się z dwóch pytań: czy chcesz, by Szkocja była niepodległa? oraz: czy Szkocja powinna mieć pełną władzę uchwalania podatków?

SNP wezwie do głosowania za niepodległością, ale jeśli przegra, to skupi się na walce o suwerenność podatkową. Czyli o maksymalną autonomię, w której Londynowi pozostawi tylko sprawy zagraniczne i obronę narodową. Tak czy inaczej Salmond jest dziś w centrum uwagi. I tak będzie przez najbliższe lata, chyba że pojawią się kłopoty ze zdrowiem. Pierwszy minister lubi bowiem dobrze zjeść i nie przepada za sportem.

Niepoprawny optymista

Za to pilnuje, by jego życie prywatne pozostało prywatne. – Tylko niewielu ludzi zna go bliżej – mówi Neal Ascherson, mieszkający w Londynie sympatyk sprawy szkockiej. – To człowiek ciepły, z wielkim poczuciem humoru. Mnóstwo podróżuje po świecie, promując szkockie interesy ku rozdrażnieniu Westminsteru. Niestety, jak wielu Szkotów uwielbia do wszystkiego frytki, co już niejednego zdolnego szkockiego polityka przyprawiło o zawał.

Jednym z ważnych źródeł popularności Salmonda jest jego niespożyty optymizm. – Dziś jest inny niż dawniej. Kiedyś był hurraoptymistą, już w 1993 r. mamiącym Szkotów, bez większego efektu, wizją wolnej Szkocji – wspomina Ascherson. – Teraz Salmond jest politycznie sprytniejszy. Wie, że wielu Szkotów wciąż dość nerwowo reaguje na ideę pełnej niezależności. Dlatego wypracował bardziej elastyczną strategię. Chce, aby jego partia była postrzegana bardziej jako najlepsza dla Szkocji, a nie tylko jako partia jednego tematu: niepodległości.

Zbyt biedni?

Jeśli Szkocja rozstanie się z Anglią, to tylko w drodze aksamitnego rozwodu. Takiego, jaki rozdzielił po upadku komunizmu Czechów i Słowaków. Drogą demokratyczną i parlamentarną. Niepodległa Szkocja rozważyłaby, czy być członkiem NATO (Salmond był przeciw interwencji w Iraku). Jednak poprosiłaby o likwidację brytyjskich baz wojskowych na swym terytorium, w tym bazy atomowych okrętów podwodnych w Faslane. Ale na pewno chciałaby być członkiem UE, a głową państwa pozostałby monarcha brytyjski. Pozostałaby też przy funcie brytyjskim tak długo, aż uzna, że czas wejść do strefy euro.

I tu zaczynają się kłopoty z optymizmem Salmonda. – Jego pozycja jest silna – mówi Ascherson. – On wierzy, że czas pracuje na jego korzyść. Lecz przeciwko niemu jest globalna sytuacja ekonomiczna. Dziś naprawdę trudno przewidzieć, czy jego rząd dałby radę spełnić swe obietnice. I te polityczne, i te ekonomiczne. W obecnym stanie rzeczy Salmond zawsze może zwalać ewentualne porażki na Londyn: widzicie, nie chcą dać Szkocji więcej pieniędzy. Ale po rozwodzie z Brytanią ten argument przestałby działać.

Salmond, zwolennik walki z ociepleniem klimatu, chce oprzeć gospodarkę wolnej Szkocji na energetyce odnawialnej, eksporcie energii do Anglii oraz wydobyciu ropy i gazu. Eksperci PricewaterhouseCoopers szacują wartość złóż ropy naftowej w szkockim Morzu Północnym na 376 mld funtów. To oczywiście nie podoba się politykom londyńskim i brytyjskiemu biznesowi. Krytycy pytają, jaka byłaby polityka gospodarcza, finansowa i społeczna SNP już po rozwodzie, a jeszcze przed wejściem do UE. Skąd rząd czerpałby fundusze? Czy nie okazałoby się, że wolna Szkocja jest za słaba i za biedna na pełną niepodległość?

Tyle że podobną krytyką od zawsze próbuje się dezawuować aspiracje mniejszych narodów. Z drugiej strony jednak powstaje pytanie, czy zachowując funta i bez euro Szkocja po rozwodzie rzeczywiście byłaby niepodległa? I czy rozwód oznaczałby kontrole na granicy z Anglią, prowadzącą mniej liberalną politykę imigracyjną niż bardziej chętna imigrantom Szkocja?

Równie poważne są pytania o generalny kierunek polityki SNP po rozwodzie. Już dziś wysuwane są przeciw rządowi Salmonda zarzuty, że jest antyrynkowy – ostatnio upiera się przy określaniu minimalnej ceny alkoholu, opodatkował supermarkety – oraz autorytarny: lekceważy opozycję, zbyt brutalnie walczy ze szkockimi chuliganami stadionowymi. Ale wielu szkockich polityków spoza SNP popiera Salmonda. Bo Szkocja jest najważniejsza.

Polityka 51.2011 (2838) z dnia 14.12.2011; Świat; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Solo na kobzie"
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną