Świat

Powstanie Lajków

Rosjanie oburzeni po wyborach

Putin po 12 latach rządów obrzydł młodej i prężnej części społeczeństwa, która nie boi się zmian. Na fot. protesty w Sankt Petersburgu. Putin po 12 latach rządów obrzydł młodej i prężnej części społeczeństwa, która nie boi się zmian. Na fot. protesty w Sankt Petersburgu. Shamukov Ruslan/ITAR-TASS / Forum
Takiej mobilizacji przeciwników władzy w Rosji jeszcze nie było. Młodzi inteligenci protestują przeciwko fałszowaniu wyborów do Dumy Państwowej. To jeszcze nie rewolucja, ale dla Władimira Putina idą ciężkie czasy.
Jest niemal pewne, że Władimir Putin zwycięży już w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Ale będzie miał do czynienia ze społecznym sprzeciwem, który skomplikuje mu rządy.Peter Kovalev/Xinhua/East News Jest niemal pewne, że Władimir Putin zwycięży już w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Ale będzie miał do czynienia ze społecznym sprzeciwem, który skomplikuje mu rządy.
Prezentacja wyników z obwodu rostowskiego. Po zliczeniu okazało się, że na wszystkie partie oddano w sumie 146,47 proc. głosów.AN Prezentacja wyników z obwodu rostowskiego. Po zliczeniu okazało się, że na wszystkie partie oddano w sumie 146,47 proc. głosów.

Symbolem protestów w Moskwie są umorusane buty. „Padał deszcz, było błoto. Dobrze ubrani ludzie, którzy przyszli na mityng, poświęcili obuwie, by oczyścić swoje sumienie” – wspomina w prasie jeden z uczestników wiecu na Czystych Prudach, gdzie 5 grudnia zgromadziło się kilka tysięcy osób. W tłumie dominowali młodzi ludzie, większość nie przekroczyła trzydziestki, protestowali przeciwko fałszowaniu wyborów do Dumy.

Była to największa od lat antykremlowska manifestacja. Mityng Zniszczonych Butów, Rewolucja Hipsterów, Powstanie Lajków – nazywają ten bunt rosyjscy komentatorzy. Lajki to neologizm od przycisku Like (lubię to) na Facebooku, który umożliwia wyrażenie aprobaty dla czyjegoś wpisu, zdjęcia lub filmu.

Lajki słusznie kojarzą się z Internetem, bo ich protest toczy się przede wszystkim w sieci. Od tygodni internauci nawoływali się nawzajem do głosowania na jakąkolwiek partię, byle nie putinowską Jedną Rosję. W dzień wyborów parlamentarnych 4 grudnia rosyjski Internet wrzał: użytkownicy wrzucali na Facebooka nagrania oszustw w lokalach wyborczych, zdjęcia podmienionych protokołów głosowania, wymieniali się informacjami o atakach hakerów na opozycyjne strony internetowe i wynikami niezależnych exit polls.

„Polowanie na fałszerstwa wyborcze stało się swego rodzaju sportem” – mówił na antenie telewizji internetowej „Dożd”, politolog Dmitrij Oreszkin. „Podczas poprzednich wyborów w 2007 r. modnie było być apolitycznym. Teraz fajnie jest angażować się w politykę”.

No i zaangażowali się. Zbierali się na moskiewskich Czystych Prudach i placu Triumfalnym. Siły porządkowe zareagowały brutalnie. Zatrzymano setki osób. Do Moskwy ściągnięto oddziały wojsk wewnętrznych. Mimo to demonstracje wciąż trwają, także w Sankt Petersburgu.

Jesteśmy obywatelami

Na wiece przychodzą dwie grupy – wyjaśnia socjolog Aleksiej Lewinson z Centrum Lewady. – Pierwsza to przedstawiciele tak zwanej niesystemowej opozycji, weterani tego rodzaju protestów. Druga, liczniejsza, to członkowie internetowych społeczności. Ludzie, którzy dotąd rzadko przejawiali społeczną aktywność w realnym świecie, a już na pewno nie z powodu polityki. Tym razem zdecydowali się otwarcie zaprotestować przeciwko władzy.

Do ruchu dołączają celebryci. Sensację wywołało zatrzymanie przez policję Bożeny Rynskiej – lwica salonów przyszła na demonstrację w futrze. „Nieprawidłowo ubrałam się na mityng” – tłumaczyła zdziwionym dziennikarzom. Takie postaci zawsze wiedzą, skąd wieje wiatr – mówią między sobą demonstranci, dla których obecność Rynskiej stała się kolejnym dowodem na to, że ruch niezadowolonych rośnie w siłę.

Ale to, co się dzieje w Rosji, nie jest słowiańską odmianą arabskich rewolucji. Nie ma tu hierarchii, wyszkolonych przywódców ani zdyscyplinowanych mas. Bunt jak na razie nie ma liderów, nie ma też sprecyzowanych żądań. To pospolite ruszenie internautów o różnych poglądach politycznych, którzy demonstrują swe niezadowolenie z rządzących.

Władze zmobilizowały specjalną dywizję MSW, bo wystraszyły się powtórki choasu, który przed rokiem wstrząsnął Moskwą. Wtedy protestowali nacjonaliści, a powodem była śmierć kibica stołecznego klubu Spartak, który zginął w przepychance z grupą przybyszy z Kaukazu. Kilka tysięcy młodych mężczyzn, wykrzykując antykaukaskie hasła, toczyło regularne bitwy uliczne z milicją.

Jednak uczestnicy tegorocznych demonstracji nie wybijają szyb, nie podpalają samochodów. Na Czystych Prudach głośniej niż „rewolucja” skandowano „konstytucja”, a demonstranci to w znakomitej większości ludzie wykształceni, z niezłymi pensjami i perspektywami na przyszłość. Mają dużo do stracenia i zachowują się spokojnie.

„Uśmiechajcie się do zwolenników Jednej Rosji” – apeluje na swoim blogu lady-spring. „Nie łamcie prawa, nie używajcie przemocy. Nie jesteśmy stadem, jesteśmy OBYWATELAMI”. Jej wpis „polubiło” 13 tys. osób. – Protestują wszyscy moi znajomi z Facebooka – mówi Siergiej, 30-latek z Moskwy. – Pochodzą z dobrych rodzin, mają wyższe wykształcenie. Siergiej jest ustatkowanym przedstawicielem klasy średniej: ma dobrze płatną pracę, dobry samochód, dom za miastem. – Trudno wskazać jedną przyczynę, dlaczego poszedłem na demonstrację – tłumaczy swoją decyzję. – Nazbierało się tego: korupcja urzędników, nieudolność i samowola milicji, niespełnione obietnice.

 

 

Putin obrzydł młodym

Jeszcze trzy lata temu masowe antykremlowskie protesty były trudne do wyobrażenia. W Rosji trwała prosperity oparta na wysokich cenach ropy i gazu. Aż w 2009 r. przyszedł kryzys ekonomiczny i pierwszy raz od dekady dochody ludności przestały rosnąć. Popularność tandemu Putin-Miedwiediew zaczęła powoli spadać.

Przeciwko panującemu porządkowi politycznemu zbuntowali się jego beneficjenci – wyjaśnia politolog Stanisław Biełkowski. – Ludzie, którzy skorzystali na rządach Putina, teraz uznali, że system jest już niewydajny.

Kryzys uwypuklił stałe bolączki Rosji, z którymi kremlowska ekipa nie chciała, bądź nie zdołała, się zmierzyć. Mimo obietnic tandem nie walczył z korupcją, która rozrosła się do niekontrolowanych rozmiarów. Klasa średnia, często prowadząca własny biznes, boleśnie odczuwa ten problem. Skorumpowanie urzędników i zbędna biurokracja nie pozwalają rozwinąć skrzydeł. Putin po 12 latach rządów obrzydł młodej i prężnej części społeczeństwa, która nie boi się zmian. Dla nich politycy to po prostu jeden z wielu towarów, a Putin już się zużył, przestał spełniać potrzeby. Chcą go wymienić na nowszy model, tak jak wymienili Nokię na iPhone’a.

Do przyczyn ekonomicznych dochodzą zmiany społeczne. – Dorośliśmy – tłumaczy Andriej, 31-letni mieszkaniec Moskwy. – Nie chcemy być już traktowani jak dzieci. A władze zachowują się jak apodyktyczny ojciec: to wolno, tego nie, tu nie wchodź, tego nie dotykaj. Te demonstracje to sygnał dla władz, że nie można już nas traktować jak bezwolne bydło. To nie jest żadna rewolucja, tylko chęć poczucia się społeczeństwem obywatelskim. – W okresie prezydentury Miedwiediewa zmniejszyła się tolerancja Rosjan na naruszanie ich praw i godności – potwierdza socjolog Lewinson. – Społeczeństwo zaczyna się oddolnie organizować, choć daleko mu jeszcze do masowego ruchu, jakim była polska Solidarność.

Na kogo tu zagłosować

Protesty wynikają wreszcie z rozczarowania Dmitrijem Miedwiediewem. Gdy objął urząd, pojawiły się nadzieje na modernizację polityki, dostosowanie go do nowych potrzeb klasy średniej, która w putinowskiej koszuli czuła się wyraźnie za ciasno. Oczekiwano poszerzenia wolności osobistych, ograniczenia roli służb państwowych i skutecznej walki z korupcją. Miedwiediew nie spełnił tych nadziei. Eksperyment z tandemem jako nową formułą sprawowania władzy nie wypalił. Gdy we wrześniu odtrąbiono wielki powrót Władimira Putina na Kreml, część społeczeństwa powiedziała sobie „dość”.

Młodzi wielkomiejscy Rosjanie, ku zdziwieniu wielu, okazali się aktywną grupą społeczną, zdolną do kreowania wydarzeń. Na swój znak rozpoznawczy wybrali białe wstążeczki. Powyborcze protesty nabierają rozgłosu, choć państwowa telewizja uparcie o nich milczy. Sprzeciw rośnie w siłę, pytanie, jak zareaguje Kreml.

Demonstracje zaskoczyły władze – mówi Lewinson. – Mam nadzieję, że nie zdecydują się na siłowe rozwiązanie konfliktu. Gdyby protest stłumiono przemocą, rezultat byłby opłakany. Demonstranci obawiają się prowokacji, które mogą doprowadzić do rozlewu krwi. Niepokoją doniesienia o grupowaniu wojsk wewnętrznych w stolicy. Rosyjskie służby specjalne starają się zablokować strony internetowe, gdzie użytkownicy skrzykują się na uliczne akcje.

 

 

Wirus kolorowych rewolucji

Putin ogłosił, że uczestnicy akcji protestu organizują się za pieniądze z Zachodu, który kolejny raz próbuje ingerować w wewnętrzne sprawy Rosji. To powrót do retoryki sprzed kilku lat, kiedy po postradzieckiej przestrzeni krążył wirus kolorowych rewolucji. Jednocześnie premier dodał, że władze powinny prowadzić dialog z opozycją, dać jej możliwość zabrania głosu. Łatwiej jednak powiedzieć, niż zrobić. Nie do końca bowiem wiadomo, co obie strony miałyby sobie powiedzieć. Protestujący nie sformułowali wyraźnie swoich postulatów. Część z nich domaga się powtórzenia wyborów, ale taki scenariusz, paradoksalnie, wprowadziłby Niezadowolonych w niemałe zakłopotanie.

4 grudnia zagłosowałem na Sprawiedliwą Rosję, choć absolutnie jej nie popieram – mówi Maksim Jaroszewski, dziennikarz i jeden z uczestników demonstracji. Tak jak on zrobiło wielu. Zgodnie z zasadą „Zagłosuj na kogokolwiek, byle nie na partię żulików i złodziei”, jak internauci nazywają Jedną Rosję, oddali swój głos na ludzi, którzy nie reprezentują ich interesów. Jabłoko, partia znana z niskiej skuteczności, nie spełnia ich oczekiwań. Opozycyjna scena polityczna jest głęboko podzielona. Na demonstracjach te różnice chwilowo się zatarły, ale przy walce o polityczne wpływy odżyją. W razie powtórki wyborów rosyjscy Niezadowoleni nie mieliby na kogo zagłosować. Dopóki ze sprzeciwu nie wykluje się polityczna reprezentacja, spontaniczny ruch nie będzie dla władz partnerem do rozmów.

Nie tylko demokraci

Kreml zresztą ma niewiele do zaoferowania Niezadowolonym. Wiosną tego roku próbowano co prawda przyciągnąć klasę średnią przy pomocy prawicowej partii Słuszna Sprawa. Na jej czele stanął miliarder Michaił Prochorow, ale próba zakończyła się fiaskiem. Oligarchę zaledwie po trzech miesiącach usunięto z partii, bo przejawiał zbytnią samodzielność wobec Kremla. Jego dymisja wywołała skandal, o którym rozpisywały się tabloidy. Członkini Słusznej Sprawy, diwa rosyjskiej piosenki Ałła Pugaczowa nie szczędziła rządzącym gorzkich słów, choć jeszcze w 2007 r. agitowała za Jedną Rosją. Przedstawiciele świata kultury coraz głośniej wyrażali swoje niezadowolenie, zrywając tym samym niepisaną umowę lojalności wobec Kremla.

 

 

Klęska projektu Prochorowa ostatecznie dowiodła, że putinowski system nie potrafi wchłonąć rozrastającej się klasy średniej – jest na to zdecydowanie za mało elastyczny. – Żaden liberalny projekt firmowany przez władze nie będzie już wiarygodny dla aktywnej części społeczeństwa – twierdzi Stanisław Biełkowski. – Nikt już w niego nie uwierzy.

Protesty nie wpłyną na same wyniki marcowych wyborów prezydenckich: jest niemal pewne, że Władimir Putin zwycięży już w pierwszej turze. Ale będzie miał do czynienia ze społecznym sprzeciwem, który skomplikuje mu rządy.

W Rosji zaczął się zmierzch putinowskiego systemu władzy, ale proces ten będzie powolny i długotrwały. Ruch społeczny, który wykiełkował w ostatnich tygodniach, może dojrzewać nawet przez kilka lat, zanim wyda owoc w postaci politycznej opozycji. Jaka ona będzie, o tym można dziś tylko spekulować.

Potencjałem protestu dysponują nie tylko prodemokratyczni Niezadowoleni, rosną w siłę także nacjonaliści. Jedno jest pewne: w Rosji pojawiła się liczna i prężna grupa, która zakwestionowała mit o bezalternatywności Putina. Tym samym władza, która od dekady opierała się na wysokim poparciu społecznym, zaczyna tracić legitymizację. Możliwe, że za pięć lat, po kolejnych wyborach do Dumy, wyłoni się zupełnie nowy układ polityczny.

Polityka 51.2011 (2838) z dnia 14.12.2011; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Powstanie Lajków"
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Czytamy i oceniamy nowego Wiedźmina. A Sapkowski pióra nie odkłada. „Pisanie trwa nieprzerwanie”

Andrzej Sapkowski nie odkładał pióra i po dekadzie wydawniczego milczenia publikuje nową powieść o wiedźminie Geralcie. Zapowiada też, że „Rozdroże kruków” to nie jest jego ostatnie słowo.

Marcin Zwierzchowski
26.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną