Angielskojęzyczna Wikipedia zrobiła to, co zapowiadała od wielu dni – rozpoczęła całodniowy strajk w proteście przeciwko dwóm aktom prawnym, nad jakimi pilnie pracuje Kongres Stanów Zjednoczonych. Dwie ustawy, SOPA – Stopa Online Piracy Act i PIPA – Protect IP ACT mają w końcu piracki proceder, a zwłaszcza szkody jakie czynią amerykańskim wytwórcom treści złodzieje z zagranicy, nielegalnie kopiujący i dystrybuujący owoce pracy twórców z Hollywood.
Producenci twierdzą, że tracą przez piratów grube miliardy dolarów rocznie. Politycy ich słuchają, bo po pierwsze, tzw. copyright industries, czyli sektor żyjący z obrotu prawami autorskimi to największy dział amerykańskiej gospodarki, wytwarzający ok. 12 proc. PKB i też najwięcej eksportujący (jedyna zresztą chyba pozycja eksportu, w której Amerykanie mają dodatni bilans). Politycy słuchają producenckiego lobby także dlatego, że od lat nauczyło się ono starannie smarować tryby legislacyjnej maszyny – darowizny na polityczne kampanie tego środowiska są wielokrotnie wyższe, niż sektora zaawansowanych technologii. Ten ciągle wierzy, że światem rządzi niewidzialna ręka wolnego rynku, a nie dobrze zmotywowana większość parlamentarna.
Co ciekawe, akcja Wikipedii to nie tylko pierwszy internetowy strajk o globalnym zasięgu (wcześniej podobną akcję podejmowała Wikipedia włoskojęzyczna w proteście przeciwko cenzorskiej ustawie we Włoszech). To także moment historycznego podziału wspomnianych wielkich copyright industries na dwa obozy. Hollywood, wydawcy i producenci muzyczni popierają inicjatywy ustawodawcze, branża internetowa jest przeciwko. Wszyscy jednak twierdzą zgodnie, że piraci to źli ludzie i należy z nimi walczyć. Tyle tylko, że zdaniem środowisk high-tech SOPA i PIPA wylewają dziecko z kąpielą.