Na papieskim dworze poruszenie. Na początku stycznia papież ogłosił publicznie nazwiska 22 nowych kardynałów. Odbiorą symboliczne kardynalskie birety w Rzymie na konsystorzu zwołanym na 18 i 19 lutego. Aż siedmiu to Włosi. Kontyngent włoski będzie teraz stanowił jedną czwartą kolegium kardynalskiego. To potęga zupełnie nieproporcjonalna do ludności kraju (60 mln), ale nie o proporcje tu chodzi. Kościół nie jest demokracją według zasady jeden katolik, jeden głos. Gdyby tak miało być, proporcje w kolegium kardynalskim byłyby całkiem inne niż obecnie. Nie o to tu chodzi. Watykaniści momentalnie zwrócili uwagę, że papież Benedykt przestawia zwrotnicę. Kurs na Europę i na Włochy.
Analiza watykańskich zmian personalnych przypomina nieco mozół badaczy, którzy za czasów ZSRR starali się rozgryźć ruchy kadrowe na Kremlu. I nierzadko prowadzi do podobnych pomyłek. Ale akurat w przypadku kardynałów nie jest to tylko wróżenie z fusów. Tu mamy do czynienia z konkretami. I to o podstawowym znaczeniu, bo to kardynałowie mają w ręku fundamentalny instrument kreowania polityki kościelnej. Władzę wyboru papieża. To oni de facto wytyczają kierunek Kościoła na Bóg wie jak długo.
Kościelna logika
Abp Thomas Dolan z Nowego Jorku dowiedział się, że został właśnie kardynałem niedługo przed 62 rocznicą urodzin. W Kościele tylko jeden honor jest większy niż tytuł kardynalski: urząd papieski. Uradowany metropolita nowojorski zadzwonił od razu do matki. Usłyszał od niej: No, najwyższy czas. Ale nie chcąc wyjść na pyszałka, Dolan przed mediami uderzył w ton patriotyzmu lokalnego: „To jakby Ojciec Święty nałożył kapelusz kardynalski na nowojorski wieżowiec Empire State Building, Statuę Wolności czy Yankee Stadium”.