Każdemu ważnemu wydarzeniu sportowemu przyświeca jakaś idea. Zwykle taka impreza odbywa się pod dewizą zademonstrowania osiągniętej siły i znaczenia, albo wytrwania w trudnych czasach. Tę ideę przywódcy spodziewają się sprzedać społeczeństwom – w kraju i za granicą.
Niekiedy takie idee mają charakter uniwersalny i są łatwo dostrzegalne. Na przykład przyjęło się uważać, że sens Igrzysk Olimpijskich w 2008 r. w Pekinie polegał na symbolicznym zaprezentowaniu się Chin w roli światowego supermocarstwa. Ta idea była akceptowana – z większym lub mniejszym entuzjazmem – zarówno w samych Chinach, jak za granicą.
W innych przypadkach idea przyświecająca imprezie adresowana jest raczej do lokalnych odbiorców. Tak było w 2006 r., gdy MŚ w piłce nożnej decyzją FIFA odbyły się w Niemczech: entuzjastyczny pokaz niemieckiej narodowej dumy przełamał tabu, jakie po II wojnie światowej obowiązywało przez półwiecze.
Sens Euro 2012, odbywających się tego lata w Polsce i na Ukrainie, jest bardziej zagmatwany. Mimo, że ta impreza to pierwsze wydarzenie tej rangi po zakończeniu zimnej wojny, jakie będzie miało miejsce w Europie Wschodniej, to oczywisty przekaz – o tym, że społeczeństwa postkomunistyczne coraz bardziej włączają się w zachodni główny nurt – nie odpowiada już rzeczywistości, zwłaszcza odkąd była premier Ukrainy Julia Tymoszenko została skazana na 7 lat więzienia, co w UE uznano za wyrok na tle politycznym.
Jak powiedział jesienią Timothy Garton Ash, kontrast miedzy kursem obranym przez Polskę i Ukrainę nie mógłby być bardziej jaskrawy. Z początku tak jednak nie było. Z inicjatywą wspólnej organizacji Euro 2012 wystąpił najpierw wiosną 2003 Hrihorij Surkis, szef Ukraińskiej Federacji Piłki Nożnej.