Drobny, zły i brzydki
Charles Manson – psychopata z dożywociem. Media zbudowały jego kult
Poniższy tekst ukazał się w POLITYCE w kwietniu 2012 r.
Co kilka tygodni prezentujemy postać seryjnego zabójcy. Odcinek o was należał do najpopularniejszych – telewizyjny showman Wayne Gale mówi do świeżo schwytanej przestępczej pary Mickeya i Mallory Knoxów.
– A John Wayne Gacy? – dopytuje Mickey.
– Też był.
– Kto stał lepiej?
– Odsadziliście go.
– A ten szalony dupek, Ted Bundy?
– Ten wariat? W skali Nielsena dostaliście więcej. Jesteście wielcy.
– A Manson?
– Manson was pobił.
– Niełatwo pobić króla – wzdycha zrezygnowany Knox.
To „Urodzeni mordercy”, film Olivera Stone’a. Ale i szczera prawda. W rankingu morderców mierzonym niezdrowym zainteresowaniem opinii publicznej i wcale nie zdrowszą ekscytacją mediów Charles Manson od czterech dekad z okładem panuje niepodzielnie. 11 kwietnia 77-letni dziś kryminalista po raz dwunasty – i zapewne ostatni, bo na kolejną taką szansę musi poczekać 15 lat – spotkał się z odmową zwolnienia warunkowego. Zresztą chyba nie bardzo na nie liczył. Od 1997 r. nie stawił się nawet przed obliczem rady ds. zwolnień warunkowych, nie przekonywał do swoich racji, nie prosił. Co zapewne na niewiele by się zdało, bo od czasu poprzedniego zebrania rady, przed pięcioma laty, dał się przyłapać na grożeniu strażnikowi, a w jego celi znaleziono broń i telefon komórkowy. „Rozmawiał z osobami z siedmiu różnych stanów!” – podniecali się dziennikarze, być może snując wizje, że starszy pan kieruje zza krat siatką terrorystyczną i rewolucja Helter Skelter wkrótce wejdzie w nową fazę. Byłoby o czym pisać, prawda?