Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Kto zapłaci za wzrost?

Szczyt UE: spór o euroobligacje

Nie Grecja, ale spór o euroobligacje stał się najważniejszym tematem nadzwyczajnego szczytu unijnego. Po dwóch stronach barykady są dziś Francja i Niemcy – a to na pewno nie wróży Europie nic dobrego.

Zanim europejscy liderzy spotkali się w Brukseli, Niemcy zaoferowały kolejną transzę swoich obligacji. Jednak inwestorzy, którzy je kupili, nie dostaną ani centa premii za pożyczenie pieniędzy Berlinowi. Niemcy sprzedały zatem obligacje o zerowym oprocentowaniu – tak wielka jest dziś obawa o przyszłość rynków, że niektórzy postanowili umieścić pieniądze w bezpiecznym miejscu, rezygnując z jakiegokolwiek zysku. Choć pożyczanie bez procentu to dla Angeli Merkel znakomita wiadomość, niekoniecznie pani kanclerz chciałaby ją otrzymać akurat tego dnia.

Liderzy krajów pogrążonych w kryzysie tym pożądliwiej spoglądają bowiem na Niemców i oczekują solidarności. Włosi i Hiszpanie z drżeniem serca patrzą na oprocentowanie swoich obligacji i błagają nieustannie o pomoc Europejski Bank Centralny. Nic dziwnego, że taki klimat próbuje wykorzystać nowy francuski prezydent, który jasno mówi, kto ma sfinansować jego pomysły na wzrost gospodarczy. By znaleźć pieniądze na inwestycje, trzeba po prostu emitować euroobligacje, gwarantowane przez wszystkie państwa strefy wspólnej waluty. W ten sposób Hiszpanie, Włosi, Francuzi czy Niemcy zapłacą takie samo odsetki. Ci pierwsi znacznie niższe niż dzisiaj, ci ostatni zdecydowanie wyższe. Jednak kanclerz Merkel wciąż się nie poddaje.

Na nadzwyczajnym szczycie unijnym uwidoczniły się głębokie podziały. Niemcy bronią się przed euroobligacjami i mają sojuszników w Holendrach, Finach czy Szwedach. Francois Hollande może liczyć na poparcie m.in. Włoch i Irlandii. Co ciekawe, na razie dość sceptyczni pozostają Hiszpanie. Niektóre kraje dopuszczają euroobligacje, ale pod różnymi warunkami – jako uzupełnienie narodowych obligacji, a nie ich zastąpienie.

Reklama