Tym razem Czarny Piotruś okazał się Pawełkiem, po włosku Paoletto. Tak najbliżsi współpracownicy Benedykta XVI nazywali 46-letniego Paolo Gabriele, papieskiego kamerdynera, który stał się twarzą najpoważniejszego skandalu obecnego pontyfikatu. Kamerdyner należał do zaufanego kręgu papieskiego dworu, miał nieograniczony dostęp do papieża i spędzał z nim mnóstwo czasu. Był pierwszą osobą, którą Benedykt spotykał po przebudzeniu, i ostatnią, która widziała papieża przed snem. Ubierał jego świątobliwość, dbał o apartamenty, uczestniczył w codziennych mszach w prywatnej kaplicy, podawał do stołu, nalewał papieżowi jego ulubioną pomarańczową fantę, towarzyszył podczas setek oficjalnych uroczystości, na przykład trzymając parasol nad głową Ojca Świętego.
Do ostatnich dni maja niepozorny brunet w ciemnym garniturze, w papamobile siedzący obok kierowcy, pozostawał jednym z wielu anonimowych ludzi z otoczenia papieża. Ot zwyczajny ochroniarz. Kamerdyner zyskał ogólnoświatową niesławę, gdy wyszło na jaw, że od miesięcy przekazywał włoskiej prasie prywatną korespondencję i notatki papieża, ujawniając przy tym niewygodne tajemnice Watykanu. Gabriele został przyłapany, aresztowany, trafił w ręce watykańskiego wymiaru sprawiedliwości i będzie sądzony zgodnie z prawem ostatniej monarchii absolutnej w Europie. Śmierć mu nie grozi, z katalogu watykańskich kar wykreślił ją Paweł VI, ale kara za zdradę namiestnika Chrystusa nie może być lekka, grozi mu 30 lat więzienia.
Armia czuwa
Śledztwo w sprawie przecieków prowadzi komendant watykańskiej żandarmerii, na co dzień przełożony papieskiej ochrony. Watykan ma bowiem nie tylko terytorium – 44 gęsto zabudowane hektary w centrum Rzymu plus 23 eksterytorialne miejsca w mieście, w tym place i kościoły oraz letnią rezydencję papieży w Castel Gandolfo – ale także własną policję, a nawet armię.