Świat

Po cuda do cadyków

Pielgrzymi wędrują do Galilei

Przy grobie rabiego Szymona Bar Jochaia w okolicach góry Meron w północnym Izraelu. Przy grobie rabiego Szymona Bar Jochaia w okolicach góry Meron w północnym Izraelu. Oded Balilty/AP / East News
Przybywają do Galilei, by potańczyć przy ogniu, oprócz kalorii spalając grzechy. Albo rozłożyć się na grobie Habakuka i prosić o płodność. Duchy dawnych mędrców przyciągają co roku 300 tys. pielgrzymów.
Tradycyjne postrzyżyny trzyletniego chłopca.Menahem Kahana/AFP/East News Tradycyjne postrzyżyny trzyletniego chłopca.
Żydówka przy grobie Jonathana ben Uzziela czyta specjalną modlitwę dla pragnących wyjść za mąż.Menahem Kahana/AFP/East News Żydówka przy grobie Jonathana ben Uzziela czyta specjalną modlitwę dla pragnących wyjść za mąż.

Najskuteczniej jest zmówić kilka wybranych wersetów z Księgi Psalmów, otoczyć grób cadyka czerwoną nicią, końcówką ozdobić nadgarstek, po czym powiedzieć życzenie i zapalić świecę. Najlepiej uczynić to w rocznicę jego śmierci, bo tego dnia z całą pewnością pojawia się na ziemi, aby nieść pomoc tym, którzy wznoszą do niego modły. Spotkanie z duchem surowo zakazane jest w soboty i święta, bo wówczas mędrcy spędzają czas na filozoficznych rozważaniach w raju i nie mają głowy do naszych doczesnych potrzeb.

Trudno uwierzyć?

Bez zastrzeżeń wierzy w to ponad 300 tys. ludzi z całego Izraela, na ogół rodziny z małych miasteczek, które co rok wędrują do Galilei, gdzie wśród wzgórz rozsiane są grobowce cadyków, czyli pobożnych mędrców, którzy pięćset, tysiąc, a nawet dwa tysiące lat temu wsławili się nauczaniem i komentowaniem Tory, a dzisiaj wpływać mogą na ludzkie losy.

Czas wędrówki

Tradycja tych przedziwnych pielgrzymek ma swoje początki w XVI stuleciu, gdy miasteczko Zefat przekształciło się w światowe centrum żydowskiego mistycyzmu, czyli Kabały, a mędrcy owego okresu znajdowali wieczny odpoczynek w galilejskiej ziemi, w pobliżu ich uczonych w Piśmie Świętym poprzedników. Od tamtych lat, aż po dzień dzisiejszy utrwalił się zwyczaj intymnych spotkań żywych ze zmarłymi. Zmienił się jedynie ich charakter.

Czas wędrówek zaczyna się w pierwszej połowie maja i trwa kilka miesięcy, ale swoje apogeum osiąga między świętem Paschy a świętem Nadania Tory. Pielgrzymi przyjeżdżają wynajętymi autobusami i prywatnymi samochodami, dla których nawet najwięksi cudotwórcy nie znajdą parkingu w promieniu najbliższych kilku kilometrów od popularnych miejsc kultu. Ci z pobliskich osad ciągną pieszo – całe klany z modlitewnikami pod pachą i ciężkimi koszami wałówki. Mężczyźni w czarnych kapotach, kobiety w długich sukniach.

Nie kieruje nimi żaden pisany nakaz religii, lecz stary obyczaj stanowiący dziwną mieszaninę żydowskiej wiary i pogańskich obrzędów. Jednym z takich są pierwsze postrzyżyny trzyletnich chłopców. Ceremonia odbywa się przy dźwiękach klezmerskiej orkiestry, a brodaci i pejsaci świadkowie wydarzenia tańczą wokół wystraszonego na ogół dzieciaka. Po skończonej ceremonii łakociami uspokajają zapłakanego malucha.

Skrajnie ortodoksyjni rabini patrzą na te zabobony krzywym okiem, ale milczą; milczą nawet wtedy, gdy pielgrzymi łamią uświęcone zasady rozdziału płci, ignorując zakazy tworzenia jednego, mieszanego tłumu kobiet i mężczyzn. Milczą nawet wówczas, gdy – jak twierdzą stali bywalcy tych uroczystości – na nocnym pikniku przy nagrobkach niejedno dziecko bywa poczęte przez niezaślubione pary.

Tańce przy grobach

Wiara w gusła, tajemnicze moce zmarłych mędrców i współczesne przesądy nie mieści się w naukach Tory i Talmudu, ale odwieczna tradycja jest zbyt mocno zakorzeniona, aby rygorystyczni duszpasterze mogli podnieść skuteczny głos protestu. Tak więc rabini udają, że nic się nie dzieje, a nowoczesny Izrael cieszy się widowiskiem niczym festiwalem ludowego folkloru. Kto nie ma siły i ochoty na radosną, lecz wyczerpującą wyprawę, może ją oglądać w programach telewizyjnych.

Pełny i dokładny opis 60 znanych nagrobków to gruba księga osiągalna dzisiaj tylko w antykwariatach. Ale bywalcy dorocznych religijnych pielgrzymek nie potrzebują podręczników, aby swobodnie poruszać się między światem żywych a umarłych. Dla wtajemniczonych nie ma tajemnic, nawet jeśli niektóre z odwiedzanych grobów to tylko zmurszała płyta z wytartym nieczytelnym napisem. Wokół innych, bardziej sławnych, wzniesiono kamienne budynki z tablicami wyjaśniającymi przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Niektóre przypominają średniowieczne, prymitywne zagrody. Pod ich dachem można się schronić przed prażącym słońcem, zagłębić w czytaniu świętych ksiąg, a wieczorem, śpiewając, pociągnąć łyk lub dwa, albo i trzy, z butelki taniej gorzałki sprzedawanej na miejscu przez przedsiębiorczych handlarzy.

Wyłożone kostką brukową kryte dziedzińce zapraszają brodatych mężczyzn do tradycyjnych tańców. Tańczy się całą noc przy świetle rozpalonych ognisk. Ogień stanowi nieodłączną część rytuału. W ogniu spalają się grzechy, z ognia iskrami w ciemność nocy strzela radość życia. Ogień symbolizuje świętą Torę, a także ściera grzechy w szary popiół.

 

 

Moc Habakuka

Przybysze, zamierzający kilka dni oddychać świętą atmosferą połączoną z hałaśliwą rozrywką, wznoszą namioty lub plecione z wikliny szałasy, umożliwiające niezbyt wygodny, ale bezpłatny nocleg. Śpiwory rozrzucone są na stoku góry Meron kilometrowym kręgiem. W pobliżu rozkładają swoje kramy handlarze całą dobę sprzedający wszystko: od świeżo na rusztach smażonego kebabu, poprzez czerwone nitki szczęścia kabalistów, aż do ręcznie malowanych portretów sławnych nieboszczyków. Nikomu nie przeszkadza, że każdy artysta malarz inaczej postrzega ich twarze. Interes kręci się dobrze, nawet jeśli judaizm zabrania odtwarzania ludzkiego oblicza.

Kobiety, które nadaremnie próbują zajść w ciążę, wędrują późnym latem nieco dalej na północ, aby rozłożyć się na grobowcu Habakuka. Kolejka jest długa, otulone w długie suknie przyszłe matki poganiają się nawzajem. Grobowiec, zawsze nakryty haftowaną aksamitną chustą, kryje się pod kamienną kopułą, ale rozgrzana południowym słońcem płyta nagrobna całą niemal noc emanuje działającym cuda ciepłem. U wejścia płonie oliwny kaganek.

Ale kim był ów Habakuk, tego nikt nie wie. Ani Stary Testament, ani Księga Zohar, stanowiąca jeden z filarów mistycznej Kabały, nie wspominają jego istnienia. Niektórzy historycy twierdzą, że pobożny mędrzec tego imienia żył i umarł w XII-wiecznej Hiszpanii i że jego grób w północnej Galilei to istniejąca od średniowiecza pusta atrapa. Ale historia przegrywa w rozgrywce z legendą. Nic nie zburzy wiary setek kobiet, którym nie pomogły poranne i wieczorne modły o potomka, że tajemniczy Habakuk to nikt inny jak prorok Elizeusz, który – według Czwartej Księgi Królewskiej Starego Testamentu – często korzystał z gościny obcej mu kobiety. Gdy dowiedział się, że ma starego męża i dlatego jest bezdzietna, rzekł: „O tej porze za rok będziesz pieściła syna... Potem kobieta poczęła i urodziła syna o tej samej porze, jak jej zapowiedział Elizeusz”... Kto, kiedy i jak połączył nieznanego Habakuka z biblijnym prorokiem – tego nikt nie wie.

Pociągająca góra Meron

Góra Meron, wyrastająca ze wzgórz Galilei na wysokość 1208 m, przyciąga największe tłumy pielgrzymów. To u jej podnóża pochowany jest rabin Szymon Bar Jochai, w skrócie zwany Raszbi, ulubiony uczeń Bar Kochby z rodu Hasmoneuszy, słynnego przywódcy powstania przeciw Rzymianom i autora księgi Zohar, do dziś uważanej za podstawowe dzieło Kabały.

Obecnie wyrasta w tym miejscu zespół kamiennych budynków oferujących skromny nocleg, podstawowe wyżywienie i prymitywne urządzenia sanitarne. Większość została wzniesiona w okresie panowania sułtanów otomańskich, w okresie natężenia pielgrzymek. Ale i teraz, w rocznicę śmierci mędrca, kompleks i jego okolice mogą pomieścić 200 tys. pielgrzymów.

Ciasnota, zgiełk i tumult trudne są do opisania. W rzadkich przerwach między śpiewami a dźwiękami skrzypiec i trąbek, między głośnymi modłami a nawoływaniem się zagubionych w tłumie rodziców i dzieci, przygodni opowiadacze relacjonują przebieg powstania: w roku 129 n.e. rzymski cesarz Hadrian wydał zakaz obrzezywania dzieci, a wkrótce po tym na miejscu zburzonej żydowskiej świątyni kazał wznieść przybytek hołdu Jowisza Kapitolińskiego. 23 lata później wybuchło powstanie, krwawo stłumione, gdy Hadrian sprowadził kilka legionów posiłków znad Dunaju i z Hiszpanii. Według ówczesnych źródeł, w walkach zginęło 580 tys. Żydów. Wkrótce po tym nazwę kraju zmieniono z Judea na Syria-Palestyna.

Szymon Bar Jochaj wymknął się z pułapki i 12 lat ukrywał przed zemstą Rzymian w jaskini, w pobliskiej wiosce Pkijin. Gdy zmarł, zwłoki przeniesiono w miejsce, w którym pochowany jest do dnia dzisiejszego. Autentyczność tego miejsca potwierdził naukowo w 1210 r. francuski bogobojny podróżnik, rabi Samuel ben Samson.

Syn wielkiego rabina, Eliezer Ben Raszbi, nie był człowiekiem księgi. Talmud wspomina go jako pospolitego tragarza, którego prorok Eliasz przekonał do studiowania Tory. Wkrótce po tym wsławił się jako jej komentator. Gdy nadeszła jego godzina, pochowano go w miejscu zamieszkania – we wsi Achbara. Legenda powiada, że pewnej nocy wszyscy wieśniacy śnili jeden sen: Szymon Bar Jochaj domagał się przeniesienia zwłok syna do krypty u podnóża Meronu. Sprzeciw był ogólny, bo wiara w zbawczy wpływ tragarza mędrca była głęboko zakorzeniona wśród mieszkańców Achbary: dopóki był z nimi, dopóty nic złego stać im się nie mogło. Ale w noc przed Sądnym Dniem, gdy chłopi przygotowywali się do postu, grupa uczniów pobliskiego jeszybotu wykradła zwłoki i przewiozła je do krypty ojca.

Legenda opowiada, że potężny wąż strzegący miejsca pochówku Raszbiego ustąpił im drogi. Za jedyne 20 szekli (16 zł) można na pobliskim straganie kupić plastikową miniaturkę tego węża. U jednego handlarza ma wygląd żmii, u drugiego – pytona. Ale jakie ma to znaczenie, skoro chodzi przede wszystkim o to, aby interes się kręcił. A kręci się nie najgorzej.

Interes na grobie

Nikt nie wie, jakie datki zostawiają pielgrzymi na płytach nagrobnych i na jaki cel zostają przeznaczone, nikt nie potrafi obliczyć, ile zarabiają setki drobnych kupców obsługujących 300-tysięczną rzeszę zwiedzających. Urząd skarbowy nie ma tam swojej filii i nikt nie trudzi się wypisywaniem faktur. Łatwo obliczyć, że jeśli każdy pielgrzym zostawia tutaj tylko 20 dol. na dobę, to mamy do czynienia z dziennym kapitałem obrotowym rzędu 6 mln!

Najlepiej pojęli to inicjatorzy fikcyjnego grobowca Majmonidesa w Tyberiadzie nad jeziorem Genezaret. Utworzona przez gminę żydowską fundacja wybudowała potężny i dobrze zagospodarowany kompleks miejsc modłów dla mężczyzn i kobiet przy jednej z głównych ulic miasta odwiedzanego w ciągu roku przez dziesiątki tysięcy turystów. Pomysł był prosty, lecz genialny: w świat poszła wieść, że zwłoki wielkiego filozofa przeniesione zostały z Egiptu do Ziemi Świętej. Nikt nie wnika w szczegóły tego, dlaczego i kiedy tak się stało. Legenda głosi, że Majmonides prosił, aby go pochowano w Jerozolimie, ale tragarze, którzy nieśli trumnę, padli ze zmęczenia po drodze, w Tyberiadzie.

Majmonides (po hebrajsku: Mosze ben Maimon), urodzony w Kordobie w 1135 r., autor pism, które weszły do skarbnicy dzieł toranicznych, był jedynym wielkim żydowskim mędrcem usiłującym budować pomost między judaizmem a filozofią Arystotelesa. Po dojściu do władzy berberyjskiej dynastii Amchadów wyemigrował z Hiszpanii do Afryki Północnej. W Egipcie był m.in. lekarzem nadwornym sułtana Aladyna. Zmarł w kraju piramid w 1204 r. i tam też został pochowany. Jego grobowiec w Tyberiadzie to nic innego jak sprytnie skonstruowana atrapa.

Gdy pod Meronem pojawiają się kolumny śmieciarek, aby oczyścić teren i przygotować groby do następnego najazdu pielgrzymów, a na szczycie góry zostają tylko żołnierze obsługujący systemy radarowe wyrzutni rakietowych – w Tyberiadzie, bez festiwalu ognisk, tańców i pogańskich zwyczajów, zarabia się pieniądze na naiwności turystów i ludzi naprawdę wierzących.

Polityka 24.2012 (2862) z dnia 13.06.2012; Ludzie i Style; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Po cuda do cadyków"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną