Krwiopijca. Takim epitetem określają Santiago Calatravę rozżaleni mieszkańcy Walencji. Kilka tygodni temu założyli specjalną stronę calatravatelaclava.com poświęconą hiszpańskiemu architektowi.
To Calatrava zaprojektował walenckie Miasteczko Sztuki i Nauki oraz most L’Assut de l’or – większość oszałamiających i wybudowanych w ciągu ostatniej dekady projektów, które zmieniły Walencję i przyciągnęły do niej w sumie 40 mln turystów.
Wszystko to działo się w czasach boomu gospodarczego i nikt z lokalnych władz nie liczył się specjalnie z groszem. Na zmianę swojego wizerunku Walencja wydała aż 1,1 mld euro, a część z oddanych do użytku budynków Calatravy trzeba było kilkakrotnie poprawiać, ale w czasach prosperity dla polityków ani tym bardziej dla mieszkańców nie miało to zbyt wielkiego znaczenia. Lawina pretensji ruszyła dopiero, gdy załamał się rynek nieruchomości i pojawił kryzys, który dotknął całą Hiszpanię.
A przecież już w 2005 r., tuż po oddaniu do użytku jednego z ostatnich budynków Miasteczka, wyglądającego jak olbrzymi hełm Pałacu Sztuk im. królowej Zofii, okazało się, że główna sala operowa ma tak żenująco słabą akustykę, że trzeba ją zamknąć i przebudować. Z innego pomieszczenia trzeba było wymontować 200 siedzeń, bo z dalszych rzędów nic nie było widać. A po ulewnych deszczach część sceny stanęła w wodzie.
Budowa Agory, innego budynku Miasteczka, w którym odbył się m.in. tenisowy turniej Valencia Open 500, kosztowała 100 mln euro, a w czasie deszczu przecieka dach i na trybunach trzeba siedzieć pod parasolami. Kłopoty były też z mostem L’Assut de l’or, ponieważ na środku miał lekkie wzniesienie i dojeżdżający do połowy mostu kierowcy nie widzieli, co się dzieje za górką. Samochody regularnie na siebie wpadały i dopiero zamontowanie świateł uratowało sytuację.