Dafna Leef, 26-letnia producentka filmów krótkometrażowych, jedna z przywódczyń zeszłorocznych demonstracji antyrządowych, zrobiła to znowu: na bulwarze Rotszylda w Tel Awiwie usiłowała wznieść protestacyjne miasteczko namiotowe. Tym razem palec oskarżający skierowany był w stronę wielkich konsorcjów finansowych, które utrudniają młodym wykształconym Izraelczykom start w dorosłe życie. Wydarzenia szybko wymknęły się spod kontroli: wzburzona młodzież wybijała szyby w siedzibach telawiwskich banków i starła się z policją, usiłującą spacyfikować demonstracje. Dafna Leef była jedną z 15 osób, które znalazły się za kratkami. Sąd jednak uznał, że „publiczny protest stanowi podstawowe prawo obywateli”, i nakazał natychmiastowe zwolnienie zatrzymanych.
Prawica zarzuca pannie Leef, że jest ostatnią osobą, która ma powód do narzekania: córka profesora Akademii Muzycznej pochodzi z zamożnej rodziny posiadającej willę w Kfar Szmarjahu, podmiejskim osiedlu bogaczy. Ale Dafna dawno już udowodniła, że sumienie i stan majątkowy to dwie różne rzeczy: po maturze oświadczyła, że „nie będzie żołnierzem armii okupacyjnej”, i nie stawiła się do obowiązkowej służby wojskowej. Także teraz oświadczyła, że nie pozwoli zamknąć sobie ust siłą.