Ciszę wokół mulistych brzegów rzeki Offin zakłóca warkot silników. Isaac i Hadji nie kryją się szczególnie ze swoją działalnością, choć według prawa Ghany jest ona nielegalna. Bosonodzy, w ubłoconych ubraniach, dzień w dzień płuczą osady rzeczne w poszukiwaniu złota. Jest parno. Hadji, ocierając pot, obserwuje wodę wpompowywaną na byle jak skleconą taśmę. Co pewien czas wyciąga wyścielające ją szmaty, na których odłożyły się najcięższe cząstki i oczyszcza je w wielkim, aluminiowym garze. Sięga po miskę do płukania złota, zanurza ją w garze i napełniwszy, zaczyna nią energicznie kręcić, raz po raz wylewając wodę z piaskiem. Po chwili uśmiecha się triumfalnie. Na dnie błyszczy złoto.
Hadji ma 29 lat, poszukiwaczem złota jest od lat 15. – Rząd nie zapewnił mi darmowej edukacji, więc rodzina wysłała mnie do kopania złota – mówi. – Dziś stać mnie przynajmniej na to, by mój syn poszedł do szkoły.
Isaac miesza uzyskany podczas płukania szlich (koncentrat minerałów ciężkich) z rtęcią, by odseparować złoto. Rozprowadza szarą maź ze srebrnymi kuleczkami tego ciekłego metalu jakby kręcił ciasto. Robi to gołymi rękami. Nie, nie słyszał o tym, że rtęć jest groźna dla zdrowia. Nie słyszał o uszkodzeniach nerek, zaburzeniach neurologicznych, wypadaniu zębów. Ani o tym, że rtęć może upośledzać system odpornościowy i zwiększać podatność na malarię. W końcu wszyscy używają rtęci do oczyszczania złota. Inaczej się nie da.
Zbieraj i sprzedaj
Takie przedsięwzięcie nazywa się tu galamsey – zbieraj i sprzedaj. Jest ich z roku na rok coraz więcej. Do łopat i misek pcha ludzi głównie bieda. Techniki poszukiwania niewiele się zmieniły od V w. – udokumentowanych początków historii wydobycia złota w tym zakątku zachodniej Afryki.