Świat

Murale w Chajul

Freski Majów na ścianach gwatemalskich domów

Don Lucas (pierwszy z lewej) ze szwagierką i rodzicami. Za nimi odkryty przez niego XVII-wieczny mural. Don Lucas (pierwszy z lewej) ze szwagierką i rodzicami. Za nimi odkryty przez niego XVII-wieczny mural. Robert Słaboński / Polityka
Codziennie rano rodzina don Lucasa, potomka Majów z plemienia Ixil, budzi się witana spojrzeniami postaci z kilkusetletnich fresków. Może je wkrótce bezpowrotnie utracić, a nie stać jej na ratowanie malowideł.
Kobiety z plemienia Ixil przygotowują tradycyjną ucztę: czarną fasolę, jajka na twardo i zawinięte w liście bananowca tamale, czyli kluski z kaszki kukurydzianej.Robert Słaboński/Polityka Kobiety z plemienia Ixil przygotowują tradycyjną ucztę: czarną fasolę, jajka na twardo i zawinięte w liście bananowca tamale, czyli kluski z kaszki kukurydzianej.
Stara maszyna Singera prezentuje się całkiem nowocześnie na tle XVII-wiecznych drewnianych drzwi i pochodzącego z tego samego okresu fresku.Robert Słaboński/Polityka Stara maszyna Singera prezentuje się całkiem nowocześnie na tle XVII-wiecznych drewnianych drzwi i pochodzącego z tego samego okresu fresku.

Jest 2007 r. Don Lucas – mężczyzna 30-letni, ożeniony z Marią Mateo Mo, ojciec dwójki dzieci – mieszka w Chajul, niewielkim gwatemalskim miasteczku, zatopionym w górach i mgle. Dom don Lucasa – jak inne w sąsiedztwie – pilnie domaga się napraw. Rodzina się powiększa, trzeba jej stworzyć lepsze warunki do życia. Don Lucas znowu nie ma pracy, więc zabiera się do remontu. Wraz z bratem – też bezrobotnym – wymienia pokruszone rude dachówki, zdejmuje ze ścian głównej izby poczerniały tynk. Odłupują pierwszą warstwę gipsu, drugą... Nieoczekiwanie wyłaniają się jakieś kolorowe figury i całe malowidła…

Miasteczko

Gwatemala ma ponad 12 mln mieszkańców. Ok. 40 proc. stanowią potomkowie Majów z kilku grup etnicznych: Kaqchikel, Quiche, Mam, Ixil, Awakateko, Tz’utujil, Q’eqchi, Poqomchi’ i innych, mówiący ponad 20 językami. Do Chajul, zagubionego w kordylierze Cuchumatanes w środkowo-zachodniej Gwatemali, prowadzą wąskie serpentyny. To jedno z trzech miasteczek – obok Nebaj i Cotzal – w departamencie Quiche, w którym żyją niemal wyłącznie potomkowie Majów z plemienia Ixil – jest ich w sumie ok. 70–80 tys. Ponad połowa to dzieci i młodzież poniżej 16 roku życia. To skutek zakończonej u schyłku XX w. 36-letniej wojny domowej, w której zginęły tysiące dorosłych mieszkańców tych ziem.

Domy buduje się tu z suszonej na słońcu cegły adobe, techniką stosowaną jeszcze przez Majów. Przysadziste budynki gęsto stoją wzdłuż wiecznie zabłoconych uliczek. Na wielu – dachy z rdzawoczerwonej dachówki, na tych nowocześniejszych – z falistej blachy, pordzewiałej od ciągłych deszczów. Domy zwykle nie mają okien. Nie muszą. W nich się tylko śpi. Wewnątrz, wprost na klepisku albo podłodze z wypalonych kwadratowych cegieł, wytartych przez czas i ludzi, stoi kilka sprzętów i dymiący w kącie piec. Do środka wiodą szerokie drewniane drzwi, rzeźbione w kwadraty i kwiaty. Wejścia osłaniają podcienia, wsparte na cienkich drewnianych, rzeźbionych w górnej części kolumienkach.

Pod tymi filigranowymi portykami, na oczach wszystkich, toczy się życie rodzin. Żona Lucasa miele na kamiennych żarnach, takich samych, jakich używano przed tysiącem lat, kukurydzę na mąkę do placków. Od czasu do czasu pokrzykuje coś do sąsiadek, tkających wielobarwne wełniane tkaniny. Kobiety pracują na krosnach, których konstrukcja znana była Majom z okresu klasycznego (ok. 250–950 r. n.e.). Tak jak w czasach przedhiszpańskich napinają materiał ciężarem własnego ciała, wykonują ten sam wzór, stosują identyczny kod kolorów.

Mieszkańcy Chajul tworzą społeczność bardzo hermetyczną. Na co dzień posługują się językiem Maya Ixil. Wielu nie zna hiszpańskiego. Ponad 80 proc. z nich żyje w biedzie. Przetrwanie rodzinom zapewniają ogródki i poletka z warzywami, zakładane na tyłach domów i na obrzeżach miasteczka. Wszystko robią ręcznie. Rodzina, która ma konia do orki, może uważać się za bogatą. Don Lucas ma tylko kilka kur. Dobre i to. Mężczyzna – jak jego sąsiedzi – zwykle dorywczo zatrudnia się na pobliskich fincas, plantacjach kukurydzy, kawy czy kardamonu.

Freski

Brązowo-żółto-czarne dzieło sztuki wyraźnie odcina się od poszarzałych ścian. Postaci zdają się poruszać w żółtym świetle żarówki, dyndającej na drucie pod drewnianym sufitem.

Na fresku, tuż przy drzwiach, za starą singerowską maszyną do szycia, kroczy procesja, której towarzyszą muzycy grający na bębnach i fletach. Na następnym – na ścianie prostopadłej – tancerze w rytualnych strojach: w cętkowanych pelerynach z wyobrażeniem białego ptaka, w zdobnych w pióra nakryciach głowy i w spiczasto zakończonych butach na obcasach – unoszą dłonie jakby w ofiarnym geście. Niosą w nich coś na kształt ludzkich serc. Każde ze sterczącym jeszcze kawałkiem aorty. Ofiara z ludzi?

Malowidła na trzeciej ścianie – na wprost drzwi – są najmniej czytelne. Zasłania je nieco ołtarzyk z drewnianymi figurami świętych i Matki Boskiej, ustawiony na drewnianym stole z szufladką. Na ścianie, między malowidłami, wisi stary, toporny krucyfiks i obowiązkowy w tradycji Majów Ixil kalendarz z doklejonym zdjęciem zmarłego brata Lucasa. Malowidła po obu stronach krzyża wyglądają jak fantastyczne kwiaty. A może to wysokie sypiące iskrami kadzielnice, w których spala się ofiary?

Co naprawdę przedstawiają te obrazy? Kto je namalował? Dlaczego tancerze i muzycy odziani w hiszpańskie stroje towarzyszą majańskiej ceremonii? Od czasu remontu domu don Lucas wie, że ma w nim coś niezwykłego i cennego. Pragnie to koniecznie pokazać komuś ważnemu. – Bo chcę odrestaurować te obrazy, żeby nie stracić relikwii, którą pozostawili moi przodkowie – tłumaczy. Od lat gości więc coraz to nowych archeologów i etnografów.

Dotarł m.in. do dr. Larsa Frühsorge z Uniwersytetu w Hamburgu i gwatemalskiego archeologa Juana Luisa Velasqueza, pracującego na pobliskim stanowisku. Wszyscy zachwycili się niezwykłymi muralami, ale tylko dr Frühsorge opublikował w 2008 r. krótki artykuł w piśmie naukowym „Mexicon”. Opatrzył go zdjęciami i podkreślił: „To jeden z niewielu przykładów ikonografii Majów z terenów wyżynnych. (…) Daje unikatowy wgląd w życie religijne i materialną kulturę z okresu kolonialnego, zwłaszcza w zakresie ceremonialnych tańców”.

Plan

Jest lato 2011 r. Don Lucas czuje się rozczarowany. Poza kolejnymi majologami i etnografami, których gościł w swoim domu, kolejnymi opowieściami i zdjęciami, nic się nie dzieje. Tylko dzieci przybywa. Ma ich już pięcioro: dwóch chłopców, trzy dziewczynki. I znikąd pomocy. – Stworzyłbym tu takie małe muzeum dla turystów, ale musiałbym mieć pieniądze na budowę nowego domu.

To plan genialny w swojej prostocie. Don Lucas nie tylko uratowałby freski, ale też zyskał nowe lokum dla rodziny i stałą pracę w muzeum. To myślenie całkiem realne, bo Chajul jednak się rozwija: ma już hotel i kantor wymiany walut, wypożyczalnię filmów wideo, sklepik z telefonami komórkowymi. W jednej z bocznych uliczek w prywatnym domu jest też niewielkie muzeum Majów z przedziwnym zbiorem zabytków. Obok autentycznego majańskiego naczynia grobowego z wizerunkiem jaguara stoi masa gratów z początku XX w. Zarządcą tego muzeum jest właściciel domu. A i turyści coraz częściej do Chajul zaglądają.

Jesienią 2011 r. Juan Luis Velasquez sprowadza do miasteczka archeologów z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pracuje z nimi na stanowisku w Nakum, w północnej Gwatemali. Don Lucas nie od razu zaprasza gości do domu. Chce się spotkać na neutralnym gruncie – w sklepie Refresqueria Letty. To tuż przy placu przed kościołem pw. Jezusa Chrystusa z Golgoty. Sklep jest stałym miejscem spotkań mężczyzn z Chajul. Zasiadają przy kulawych stolikach, wśród ścian z plakatami półnagich modelek, drużyny FC Barcelona, i godzinami debatują przy piwie o polityce.

Plac

Sam plac jest typowy dla stylu kolonialnego. Zdobi go fontanna z ogromną cementową kaczką – kolejne wyraźne nawiązanie do czasów przedhiszpańskich, kiedy to ptaki wodne symbolizowały deszcz i urodzaj. Obok targowiska to drugie w mieście centrum życia towarzyskiego. Do tego znane na świecie. Wspomniała go w swojej autobiografii Rigoberta Menchú Tum, gwatemalska pokojowa noblistka z 1992 r. Twierdziła, że w 1979 r. wojsko rządowe dokonało tu masowej egzekucji torturowanych wcześniej gwatemalskich partyzantów, wśród których był jej 16-letni brat. Ona sama i mieszkańcy miasteczka zmuszeni byli przyglądać się masakrze.

Choć amerykański publicysta David Stoll udowodnił w 1999 r., że ani Rigoberta, ani jej brat nie mogli uczestniczyć w tej akurat tragedii, to nie podważył prawdziwości samego wydarzenia. Mieszkańcy Chajul nie chcą jednak o tym mówić. Nawet w kościele nie ma żadnej tablicy poświęconej pomordowanym. Najbliższe ślady masowych zbrodni, popełnionych na Majach Ixil, są w odległym o ok. 15 km Nebaj. Jeden z ołtarzy w tamtejszym kościele pokryty jest setkami tabliczek z nazwiskami ofiar. Wiele z nich pochodzi z Chajul.

Dziś plac jest miejscem spotkań kobiet. Przystają tu albo przysiadają na plotki na wiodących do świątyni schodach. Wszystkie – od dziewczynek po staruszki – noszą tradycyjne stroje: z prostokątnego czerwonego materiału owiniętego wokół bioder i przepasanego haftowaną krajką robią spódnicę. Do niej wkładają bogato i wielobarwnie wyszywaną bluzkę, huipil. Co bluzka, to inny haft. Wzór zwykle mówi, czy to mężatka, panna, ze wsi czy z miasta i z jakiego rodu. Do uszu mają przyszyte czerwoną nicią kolczyki z monetami. Włosy zdobią cintas, grubymi opaskami z kilkoma wełnianymi pomponami, kołyszącymi się nad czołem. – Strojem manifestują przywiązanie do tradycji i przynależność plemienną. Wzór haftu na bluzkach i dobór kolorów oznacza także przynależność do konkretnego ośrodka – wyjaśnia Juan Luis Velasquez.

Przy tak tradycyjnie ubranych kobietach don Lucas i inni mężczyźni z Chajul wyglądają jak z innego świata: w podrabianych dżinsach, T-shirtach z angielskimi napisami i modnymi fryzurami usztywnionymi żelem. Tylko niektórzy starsi – a i to przy wielkich okazjach – wkładają tradycyjne czerwone kurtki z haftem na plecach i rękawach i białe płócienne spodnie, przytrzymywane czerwonym pasem. Wszyscy jednak – zawsze i wszędzie – noszą sombreros, jasne, plecione kapelusze z czarną wstążką.

Don Lucas, po wspólnym piwie i niezobowiązującej rozmowie o wszystkim i niczym, prowadzi kolejnych naukowców do swego domu. Zaskoczona żona, z uśmiechem zakłopotania na twarzy, w pośpiechu zabiera z klepiska porozrzucane garnki i misę z kukurydzą. Wsuwa nogą maczetę pod nieuporządkowane łóżko.

Don Lucas z namaszczeniem odkleja gazetę przylepioną przezroczystą taśmą do ścian. Osłania nią freski przed dymem z pieca i oparami z garnków. Pozwala zrobić zdjęcia, zachwycić się „relikwiami pozostawionymi przez przodków” i proponuje wizytę w domach dwóch sąsiadów, którzy mają podobne malowidła.

88-letni don Gaspar nie ma ochoty na wizyty obcych. Po krótkich targach z don Lucasem zgadza się jednak wpuścić do domu nieproszonych gości. Cena: puszka coca-coli i 20 quetzale (ok. 3 dol. – maksymalny dzienny dochód na rodzinę w Chajul).

W porównaniu z malowidłami w domu don Lucasa te u don Gaspara są w opłakanym stanie. Stiuk z fragmentami fresków popękał i płatami odpada ze ścian. Połowę malowideł zasłaniają plakaty wyborcze z sylwetkami kandydatów do władz lokalnych. Pod nimi i za stosem różnych sprzętów ukrywa się kilka postaci – tańczących lub kroczących w pochodzie, fragmenty wielkiej kadzielnicy, przy której siedzi jaguar i dwa kwezale, święte dla Majów ptaki.

W trzecim domu nie ma gospodarza. Żona, nieufna mimo obecności don Lucasa, pozwala tylko rzucić okiem do ciemnego wnętrza i wyprasza przybyszów. Kilka chwil wystarcza, by w dwóch miejscach dojrzeć na ścianach niewielkie dziury z fragmentami malowideł. Pozostałą ich część przysłaniają co najmniej dwie warstwy stiuku. Gdyby właściciele domu się zgodzili, konserwatorzy zdjęliby je i wydobyli na światło dzienne freski w całej ich okazałości. Te prawdopodobnie zachowały się w najlepszym stanie. Tylko gdzie wtedy mieliby mieszkać gospodarze?

Fotografia

Jest 2012 r. Choć niezwykłe malowidła w Chajul obejrzało już wielu naukowców, mało o freskach wiadomo. Na razie więc badacze wypowiadają opinie głównie w nieoficjalnych dyskusjach. Dr Lars Frühsorge, autor jedynej jak dotąd oficjalnej publikacji naukowej o muralach z Chajul, pisze: „Miejscowi twierdzili, że są tak stare jak kościół, a ten został wybudowany w XVI w.”. Malowidła widział w trzech domach. Za najlepiej zachowane uznał te u don Lucasa: „Ubrania muzyków przypominają europejskie. Musiały być częścią miejscowej garderoby w tym okresie. (...) Większość postaci ma mały znak na twarzach, który przypomina speech scrolls [zawijas oznaczający osobę mówiącą – red.], znane z kodeksów z Centralnego Meksyku”.

Ruud van Akkeren, holenderski antropolog, autor książki „Ixil, Lugar del Jaguar – Historia y cosmovision ixil” (Ixil, Ziemia Jaguara – Historia i ixilska kosmologia), widział freski w 2005 r. w jakimś domu za kościołem. Poproszony przez dr. Jarosława Źrałkę z UJ o konsultację powiedział, że malowidła w sposobie przedstawienia twarzy i ciał postaci przypominały mu rysunki z Chilam Balam, spisanych po konkwiście świętych ksiąg Majów.

Trudno datować malowidła na podstawie ubiorów postaci. Niektóre części garderoby przypominają te, które Europejczycy nosili w XVII w., ale są i typowe dla przełomu XVIII i XIX w. Może się więc okazać, że malowidła są znacznie młodsze (z XIX w.), niż twierdzi don Lucas, ale pewne różnice w technice rysunku mogą wskazywać, że było dwóch malarzy: jeden w XVII w., drugi w XIX w. Tak czy siak, naukowcy nie mają wątpliwości: murale w Chajul są unikatowymi źródłami historycznymi, a grozi im bezpowrotne zniszczenie. Dlatego dr Jarosław Źrałka wraz z grupą archeologów z UJ przygotowuje projekt ratowania fresków.

A w Chajul rodzina don Lucasa pozuje do pamiątkowej fotografii. Zasiada na drewnianej ławie pod ścianą z malowidłami i nieruchomieje, usztywniona jak na dagerotypie z XIX w. – bez cienia uśmiechu na twarzach. Kobiety z pomponikami nad czołem i monetami w uszach, mężczyźni w białych kapeluszach z czarną wstążką. Wszyscy pełni nadziei: może tym razem otrzymają pomoc.

Zdjęcia: Robert Słaboński

Polityka 35.2012 (2872) z dnia 29.08.2012; Na własne oczy; s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Murale w Chajul"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną