Wolność, równość, podatki
Milionerzy uciekają z Francji przed wysokimi podatkami
Bernard Arnault nie lubi rozgłosu. Zawsze dystyngowany, z obowiązku chodzi na pokazy mody, czasem na aukcje dzieł sztuki. Rzadko udziela wywiadów, od zgiełku salonów woli zacisze gabinetów, ceni sobie dyskrecję i elegancję. Dlatego nie był zachwycony, gdy 10 września dziennik „Libération” wydrukował na pierwszej stronie jego zdjęcie z tytułem: „Spieprzaj, bogaty durniu”. A jak pan Arnault nie jest zachwycony, to daje temu wyraz – jego koncern LVHM natychmiast wycofał z gazety wszystkie reklamy, pozbawiając wydawcę ok. 700 tys. euro przychodu. W ślad za karą poszedł pozew o obrazę – naprawa wizerunku najbogatszego człowieka Europy może do reszty zrujnować lewicowy dziennik.
Dobór słów nie był przypadkowy – „spieprzaj, biedny durniu” powiedział kilka lat temu Nicolas Sarkozy do przechodnia, który nie chciał mu podać ręki. Arnaultowi dostało się za to, że złożył w Belgii wniosek o drugie obywatelstwo. We Francji z miejsca uznano, że miliarder chce uniknąć podatku dla najbogatszych, szykowanego przez François Hollande’a. Lewica potępiła go w czambuł, prezydent zakwestionował jego patriotyzm, aż sam Arnault musiał publicznie oświadczyć, że „jest i pozostanie podatnikiem francuskim”. Gdyby chciał rzeczywiście płacić podatki w Brukseli, nie musiał wcale występować o belgijski paszport – jak każdy mieszkaniec Unii mógł po prostu zmienić miejsce rezydencji podatkowej, ale tego nie zrobił.
Zrobił coś innego. Już cztery lata temu założył w Belgii fundację oraz 10 innych podmiotów, do których LVHM systematycznie przesuwa miliardy euro.