Takiego procesu w Watykanie jeszcze nie było. Nie dość, że będzie jawny, to po raz pierwszy na ławie oskarżonych zasiądzie osoba z najbliższego otoczenia papieża. 46-letni Paolo Gabriele, źródło przecieków nazwanych aferą Vatileaks, towarzyszył Benedyktowi XVI od świtu do nocy. Dużo słyszał i widział, miał nieograniczony dostęp do ucha papieża, i jak się okazało, również do papieskich dokumentów. Być może na sali w charakterze świadków pojawią się dostojnicy Kurii Rzymskiej i inni członkowie „papieskiej rodziny”.
Łowcy sensacji i watykańskich sekretów mają nadzieję więcej dowiedzieć się o sprawach poruszanych w ujawnionych dokumentach, m.in. o korupcji w watykańskiej administracji, o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu watykańskiego banku IOR, o intrygach i frakcjach w łonie Kurii Rzymskiej. Wszyscy liczą, że wyjaśni się, czy papieski kamerdyner działał sam, jak zeznał w śledztwie, czy też należy do spisku zawiązanego w Watykanie przez 20 osób, jak opowiadał w wywiadzie telewizyjnym kilka miesięcy przed aresztowaniem.
Szybki wyrok
Intryguje też postać samego oskarżonego i powody, dla których dopuścił się zdrady. Przyjaciele i znajomi mówią o nim: „bez skazy”. Są przekonani, że działał w najlepszej wierze, i że ta prawda wyjdzie na jaw podczas procesu. Na razie jednak za kradzież papieskich dokumentów grozi mu, według będącego w składzie sędziowskim prof. Papanti Pelletiera, nawet sześć lat więzienia. Choć wszyscy spodziewają się, że Benedykt XVI skorzysta z prawa łaski. Najpierw wymiar sprawiedliwości państwa Watykan musi jednak wydać wyrok.