Litwa skręciła w lewo, wybory wygrały partie, które obiecały podwyżki emerytur i obniżkę podatków. Ochotę na premierostwo ma skompromitowany Viktor Uspaskich, europoseł, milioner i lider populistycznej Partii Pracy, która zdobyła około jedną piątą głosów. Z pochodzenia jest Rosjaninem, urodził się 53 lata temu we wsi pod Archangielskiem, na Litwę przyjechał w latach 80., by spawać ropociągi. Później zabrał się do biznesu, handlował gazem z Gazpromem, nazywany jest także królem ogórków konserwowych.
Już raz chciał być premierem. Wygrał wybory w 2004 r., ale wobec oporu koalicjantów został tylko ministrem gospodarki. Ze stanowiskiem pożegnał się w atmosferze skandalu korupcyjnego, który doprowadził rząd do upadku. Wyszły też na jaw niejasne powiązania ministra z władzami rosyjskimi i fakt, że posługuje się fałszywym dyplomem ukończenia studiów. Uspaskich uciekł do Rosji, a gdy wrócił na Litwę, z miejsca został aresztowany. Prezydent Dalia Grybauskaitė wolałaby teraz nie powierzać mu misji formowania rządu, bo nadal ciągną się za nim podejrzenia o niezapłacone podatki i nieprawidłowości przy finansowaniu partii.
Partia Pracy stworzy koalicję z Litewską Partią Socjaldemokratyczną i niewielkim ugrupowaniem kolejnego skandalisty Rolandasa Paksasa, byłego prezydenta, usuniętego w drodze impeachmentu. 5-proc. próg wyborczy przekroczyła także – po raz pierwszy – Akcja Wyborcza Polaków na Litwie, która wprowadzi do 141-miejsowego parlamentu około 10 posłów i nie pogardziłaby dołączeniem do rządu. W związku z tym, że na Litwie obowiązuje mieszana ordynacja wyborcza, dokładny kształt izby i koalicji będzie znany dopiero po 28 października, gdy odbędzie się druga tura wyborów w okręgach jednomandatowych.