Chociaż wybory dopiero w grudniu, to Papa Kwesi Nduom już jest w Ghanie nazywany prezydentem. A konkretnie: „Prezydentem Facebooka”. Profil polityka polubiło aż 160 tys. osób. Wytrwale goni go kontrkandydat Nana Addo Dankwa Akufo-Addo, który na swojej stronie ma już 122 tys. fanów, tweetuje intensywniej niż Radosław Sikorski, prowadzi dyskusje z internautami za pomocą Google i ma własne konto na YouTube. Skąd taka kampania w świecie wirtualnym, skoro dostęp ma do niego zaledwie co dziesiąty wyborca?
Politycy w Ghanie obserwują sąsiadów i wolą dmuchać na zimne. Według ostatniego spisu powszechnego już połowa obywateli mieszka w miastach, a większość nie ukończyła jeszcze 35 roku życia. Na rynek wchodzi właśnie najlepiej wykształcone pokolenie w historii, dla którego nie ma jednak godziwej pracy. W oczy kłuje je za to coraz większa przepaść pomiędzy najbogatszymi a resztą społeczeństwa. Młodzi, którzy winą za swoją sytuację obarczają polityków, wystarczająco napatrzyli się na wydarzenia w państwach arabskich i zrozumieli, jak wielką siłę mają uliczne wystąpienia organizowane przez Internet. Od początku tego roku udało im się w ten sposób między innymi zorganizować masowe protesty przeciw podwyżkom cen benzyny w Nigerii i powstrzymać prezydenta Senegalu od założenia rodzinnej dynastii.