Taką postawę Amerykanie aprobują. Ale pytani jak nieszczęście wpłynie na wynik głosowania odpowiadają: nie wiadomo. Jedni mogą liczyć, że demokratów - bardziej skłonnych do pomocy poszkodowanym - trzeba tym bardziej wesprzeć. Drudzy, że teraz właśnie ma się zademonstrować republikański duch polegania na sobie, a nie na rządzie.
Zamiast Obamy na wielu wiecach pojawił się ciągle lubiany Bill Clinton, co było naturalnym wsparciem Partii Demokratycznej. Dlaczego zamiast Romneya nie pojawił się George Bush? Ano Broń Boże! A nóż Amerykanie skojarzyliby, że cała kampania Romneya dąży do zamazania pokrewieństwa ideowego z ostatnim republikańskim prezydentem. Bush - jak przypomina bloger „Huffington Post”, Robert Creamer - nie tylko nie zareagował na huragan Katrina, ale wielokrotnie dawał do zrozumienia, że nie wierzy w skuteczność działań państwa w takich sprawach. Podobnie chyba i Romney, który proponował nawet likwidację instytucji FEMA - Agencji Federalnej ds. Nadzwyczajnych Zdarzeń. Czy ktoś o tym pamięta? Też trudno orzec.
Kampanię charakteryzuje dawno nie widziana agresywność i przeinaczanie faktów, żeby nie powiedzieć zwykłe kłamstwa. Na drogach na Florydzie wiszą ogromne banery sugerujące, że Obama kłania się arabskim szejkom i dlatego benzyna jest droga. W rzeczywistości - to za jego kadencji Ameryka podniosła wydobycie własnych surowców energetycznych do rekordowego poziomu. Republikanie twierdzą w telewizyjnych i radiowych reklamach wyborczych, że firma samochodowa Chrysler przenosi część produkcji do Chin. Miało to zdyskredytować pomoc, jakiej Obama udzielił przemysłowi motoryzacyjnemu w Detroit. Kłamstwo było tak rażące, że sam szef Chryslera wysłał list do każdego pracownika, nazywając wybieg republikanów „najbardziej cyniczną kampanią polityczną”.