Kenan Ćatović, 24-latek ubrany w spodnie bojówki i lekko przetartą skórzaną kurtkę, ożywia się, kiedy zaczyna o nich mówić: – Bardzo subtelne, nie rzucają się w oczy. Są rozsiane po całym mieście, ale czasem naprawdę trudno je zauważyć.
Kenan jedną z róż zabrał na działkę, 30 km od Sarajewa. Kilka hektarów ziemi, rzędy młodych drzewek jabłoni ciągną się do pobliskiego lasu. W cieplarni można spróbować dorodnych truskawek. – Zasadziliśmy też pomidory. Wszystko niepryskane. A róża jest na zewnątrz, obok foliowych drzwi, o tam, wśród tych chaszczy.
Działka zarosła, trawa na pół metra. – Wcześniej trzymałem ją w garażu, ale rodzice poprosili, żebym ją stamtąd zabrał. Tutaj nikomu nie przeszkadza.
Dziecięcą twarz Kenana zakrywają długie, kręcone włosy, kiedy pochyla się, by jej się przyjrzeć. Kręci głową. – Źle wygląda, coraz gorzej – wzdycha. – Naprawdę lepiej byłoby, żeby wróciła tam, skąd ją wziąłem.
Próbował dowiedzieć się, co się wtedy stało. – Nie znam żadnych nazwisk ani daty. Wszystkie róże znaczą miejsca, gdzie zginęły co najmniej trzy osoby, tak się mówi.
Róża Kenana dawno wyblakła. 16 równo pociętych kawałków asfaltu leży na drewnianych deskach. Najgorsze są upały, wtedy szara masa mięknie, potem pęka.
Zatrzymałam się tylko na chwilę
Jasmina Čelik szykowała się do pracy. Czteroletnia Amina zaczęła marudzić, by mama została z nią w domu. Jasmina uspokajała małą, ale myślami była już w przychodni. Od 15 lat pracowała tam w administracji, ale od ponad półtora miesiąca nie mogła narzekać na rutynę.