Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Co ma być, córeczka?

Sebastian Kaulitzki / PantherMedia
Najlepszym mężczyzną XXI wieku będzie kobieta: wykształcona, wyzwolona, wytrwała. Dlatego zachodnie społeczeństwo stawia na córki, a o synach nie chce nawet słyszeć. W spełnieniu marzeń pomagają przyszłym rodzicom wyspecjalizowane kliniki.
Artykuł pochodzi z  48 numeru tygodnika Forum. W kioskach od poniedziałku 26 listopada.Polityka Artykuł pochodzi z 48 numeru tygodnika Forum. W kioskach od poniedziałku 26 listopada.

Megan Simpson (imię i nazwisko zmienione) zawsze chciała zostać matką dziewczynki. Wychowała się w rodzinie, w której były cztery córki. Lubiła szyć, piec ciasta, robić sobie fryzury i makijaż. Miała nadzieję, że pewnego dnia nauczy tego wszystkiego córeczkę, którą będzie stroić w różowe ubranka. Simpson, położna w szpitalu na północ od Toronto, była zaskoczona, gdy jej pierwsze dziecko, urodzone w 2002 r., okazało się chłopcem. – Następna będzie dziewczynka – pomyślała.

Z archiwum XY

Dwa lata później urodziła kolejnego syna. Megan i jej mąż bardzo pragnęli córki. Któregoś dnia wsiedli w samochód i po czterech godzinach jazdy dotarli do kliniki w Michigan. W Kanadzie selekcja płciowa jest nielegalna i dlatego para zwróciła się o pomoc do kliniki w Stanach Zjednoczonych. Simpsonowie zapłacili 800 dolarów za selekcję plemników na te z chromosomem Y i te z chromosomem X.

Tego samego dnia pani Simpson została zapłodniona. 15 tygodni później poprosiła koleżankę z pracy, żeby po cichu zrobiła jej USG: kolejny chłopak. – Tygodniami leżałam w łóżku, zalewając się łzami – mówi Simpson, która dziś ma 36 lat. Zmieniła pracę – została pielęgniarką na sali operacyjnej, by nie patrzeć na kobiety, którym rodziły się dziewczynki. Simpsonowie zastanawiali się nad aborcją, ale kobieta zdecydowała, że nie przerwie ciąży. Szukała sposobu, który zagwarantowałby, że następne dziecko będzie córką. Na forach internetowych natknęła się na informację o technice stosowanej w USA. Zabieg kosztował kilkadziesiąt tysięcy dolarów, których Simpsonowie nie mieli. Megan doczekała do porodu trzeciego syna, po czym zaczęła wydzwaniać.

Panuje przekonanie, że gdybyśmy mogli wybrać płeć dziecka, większość par chciałaby chłopca. Tak jest w Chinach czy Indiach, gdzie badania prenatalne robi się po to, by dokonywać aborcji żeńskich płodów. W Ameryce Północnej selekcja odbywa się w drugą stronę: matki takie jak Megan Simpson poddają się kosztownym zabiegom, by mieć córkę. Nieco ponad dziesięć lat temu lekarze zorientowali się, że powstał rynek młodych, płodnych kobiet, takich jak Megan Simpson, z którego można czerpać korzyści. Zaczęli zamieszczać informacje o swoich poradach i usługach na forach internetowych. Powstał termin family balancing (coś w rodzaju zrównoważonego planowania rodziny). Reklamowali swoje kliniki w promocyjnych filmach DVD i w internecie.

Zabiegi i badania, które miały zapobiegać chorobom genetycznym, stały się towarem luksusowym. Selekcja płciowa zapewnia dziś specjalistom od płodności przychody na poziomie co najmniej 100 mln dolarów rocznie. Przeciętny koszt zabiegu w nowoczesnej klinice to około 18 tys. dolarów, a przeprowadza się mniej więcej cztery do sześciu tysięcy zabiegów rocznie. Przewiduje się boom w tej dziedzinie, bo ludzie oswajają się powoli z myślą, że wystarczy zapłacić, by wybrać sobie płeć dziecka.

W czteropiętrowym biurowcu przy ulicy wysadzanej palmami w Encino w Kalifornii w laboratorium embriologicznym dwaj ludzie w lekarskich kitlach wpatrują się w okulary nowoczesnych mikroskopów. Zapładniają ludzkie jajeczka pobranymi właśnie plemnikami. Po zapłodnieniu i trzech dniach inkubacji embriolog za pomocą lasera wycina otwór w ochronnej membranie embrionu i wyjmuje jedną z ośmiu komórek. Fluorescencyjne barwniki pozwalają zobaczyć chromosomy i określić, czy embrion posiada większą parę chromosomów XX, czy też mniejszą XY. Pozostałych siedem komórek będzie normalnie rozwijać się dalej. Jeśli płeć embrionu jest właściwa, zostanie umieszczony w macicy klientki.

Laboratorium należy do Instytutu Płodności, kliniki założonej przez Jeffreya Steinberga, jednego z najbardziej znanych specjalistów od selekcji płciowej w USA. W jego obszernym, wyłożonym dębowym drewnem biurze w głębi korytarza pełno jest fotografii jego własnych, naturalnie poczętych dzieci. Klinika jest światowym liderem w stosowaniu techniki selekcji płciowej, znanej jako przedimplantacyjna diagnoza genetyczna (PGD). USA to jedno z niewielu państw na świecie, w których prawo dopuszcza PGD w celu prenatalnej selekcji płci. Procedurę tę opracowano do monitorowania embrionów pod kątem chorób wynikających z nieprawidłowej budowy chromosomów. Jej stosowanie w celach pozamedycznych jest nielegalne m.in. w Kanadzie, Wielkiej Brytanii i Australii.
Pacjentki Steinberga, pragnące dziecka określonej płci, to najczęściej kobiety z klasy średniej i wyższej, w wieku około 30 lat, wykształcone i zamężne. Zwykle mają już dwójkę lub trójkę dzieci. W jego poczekalni można spotkać także inne pacjentki – takie, które mają nadzieję zajść w ciążę metodą in vitro, a następnie urodzić dziecko jakiejkolwiek płci. Brak miarodajnych statystyk na temat selekcji płciowej. Z badań przeprowadzonych w 2006 r. przez Uniwersytet Johnsa Hopkinsa wynika, że 42 proc. klinik leczenia niepłodności oferuje PGD.

Watykan pisze list

Selekcja płciowa to główna część działalności Instytutu Płodności. Pielęgniarki pytają siedzące w poczekalni pary, czy także są zainteresowane wyborem płci dla swojego dziecka. Obroty kliniki wzrosły czterokrotnie, gdy Steinberg zaczął reklamować PGD jako metodę selekcji płciowej. Sam twierdzi, że nigdy nie chciał, żeby selekcja płciowa stała się jego niszą. W 1994 r. komisja etyki Amerykańskiego Towarzystwa Medycyny Reproduktywnej (organizacja non profit, która próbuje ustalić standardy w branży) wystąpiła przeciw prenatalnej selekcji płciowej z przyczyn pozamedycznych. Wyraziła obawę, że praktyka taka będzie promować dyskryminację ze względu na płeć i niewłaściwe wykorzystanie środków medycznych. Steinberg się zdenerwował. Zaczął się reklamować w gazetach czytywanych przez Amerykanów pochodzenia indyjskiego i chińskiego. Oskarżano go o podsycanie uprzedzeń kulturowych w społecznościach, w których preferowane jest męskie potomstwo. Wydawcy odmawiali umieszczania ogłoszeń w prasie.

W roku 2009 media na całym świecie zaatakowały Steinberga, gdy ogłosił na swej stronie internetowej, że w jego klinice będzie można wybrać nie tylko płeć dziecka, ale nawet kolor oczu i włosów. Ofertę wycofał, otrzymawszy list z Watykanu. Steinberg sprawia wrażenie zadowolonego, że przyciąga tak wielką uwagę świata mediów; bądź co bądź sława jedynie pomaga jego klinikom w zdobywaniu coraz większej liczby pacjentek.

Wiele kobiet, które poddały się zabiegowi PGD w celu urodzenia dziecka określonej płci, dowiedziało się o nim z forum internetowego. Czytanie takich postów to jak wędrówka po innym świecie. Użytkowniczki przystrajają swe awatary w różowe ubranka, jest mnóstwo wizerunków księżniczek. Piszą, jak bardzo chciałyby mieć córeczkę. Dzielą się informacjami o PGD, opisując w najdrobniejszych szczegółach własne doświadczenia: zamieszczają wyniki badań krwi, piszą o skuteczności leków i zapłodnieniach in vitro.

Daniel Potter, dyrektor medyczny Huntington Reproductive Center, zamieścił ponad tysiąc postów na portalu In-gender.com, na którym odpowiada na pytania dotyczące procedury i jej kosztów. Użytkowniczkom forum – do których należy także Megan Simpson – proponuje konsultacje osobiste i telefoniczne. W 2011 r. założył własną stronę internetową, na której nazywa siebie „specjalistą ds. wyboru płci”.

Lekarze zajmujący się problemem płodności doskonale opanowali metody marketingowe, by przybliżyć masom technologie XXI wieku. Bez problemu poruszają się po forach internetowych oraz posługują Twitterem, Facebookiem czy YouTube. Trwa konkurs na najłatwiejszą do znalezienia w sieci nazwę strony należącej do kliniki i walka o sponsorowane ogłoszenia w serwisie Google. Istnieje np. strona Genderselection.com – nie mylić z Gender-selection.com. Jest także Gender-select.com i Genderselectioncenter.com. Wszystkie te strony należą do klinik leczenia niepłodności, w których dokonuje się PGD. Znajdziemy na nich mnóstwo zdjęć szczęśliwych rodzin oraz filmiki z YouTube, w których widzimy uśmiechniętych lekarzy, a zadowoleni pacjenci we wszystkich językach świata zapewniają nas o pełnej satysfakcji z usług tej czy innej kliniki.

W maju 2008 r. Megan Simpson i jej mąż pojechali do Kalifornii, by poddać się zabiegowi PGD w filii Huntington Reproductive Center w mieście Laguna Hills. Megan spotkała tam kilka kobiet, z którymi zdążyła się już zaprzyjaźnić przez internet. – Poszliśmy na zakupy, wybieraliśmy ciuszki dla dziewczynki i marzyliśmy o dniu, w którym ubierzemy w nie swoje maleństwo. Trzy dni po przybyciu do Kalifornii Simpson przeszła operację pobrania komórek jajowych. Z 18 jajeczek 11 było dojrzałych. I te zostały zapłodnione.

Zaraz po operacji mąż pojechał do domu, by opiekować się ich trzema synami. Po pięciu dniach odpoczynku Simpson wróciła do kliniki, by poddać się zabiegowi umieszczenia embrionu w macicy. Niestety czekały ją druzgocące wieści: wszystkie jej embriony miały defekty. Żaden nie nadawał się do użytku. – Płakałam i płakałam. Pieniądze, leki, podróże, zwolnienia z pracy – wszystko na nic.

Mimo załamania chciała spróbować jeszcze raz, i to jak najszybciej. Trzy miesiące później znów była w Laguna Hills. Tym razem po to, by spróbować bardziej wyrafinowanej metody selekcji plemników i zapłodnienia in vitro. Wzięła w tym celu kredyt w wysokości 15 tys. dolarów. Embriony były zdrowe. Pod kontrolą ultrasonografu, za pomocą cewnika zostały wprowadzone do macicy. Sześć dni później Simpson zrobiła test ciążowy. Wynik był pozytywny. W 15 tygodniu ciąży znów poprosiła koleżankę z pracy o USG po godzinach. Denerwowała się, bo dobrze pamiętała poprzednie badanie.

Za ostatniego centa

Tym razem było inaczej. Płód był płci żeńskiej. Po niemal czterech latach prób, które kosztowały ją 40 tys. dolarów, marzenie Megan Simpson, by zostać mamą córeczki, wreszcie miało się spełnić. Urodziła ją w domu, w wannie, w 2009 r. – Gdy się tylko urodziła, spytałam, czy to dziewczynka. Żeby spłacić kredyt, musiała pracować przez sześć dni w tygodniu do samego porodu i wiele miesięcy po nim. – Przez pierwszy rok mój mąż i ja przyglądaliśmy się swojej córeczce. Była warta każdego wydanego centa. To był o wiele pożyteczniejszy wydatek niż nowe auto czy remont kuchni.

Żadna poważna instytucja nie prowadzi badań selekcji płciowej, więc o tym, że Amerykanie wolą dziewczynki, wiadomo właściwie tylko z obiegowych opinii. Dane z Google wykazują jednak, że w USA pytanie „Co zrobić, żeby mieć dziewczynkę” wpisywane jest do wyszukiwarki trzy razy częściej, niż pytanie „Co zrobić, żeby mieć chłopca”. Wielu lekarzy zajmujących się płodnością mówi, że 80 proc. pacjentek zgłaszających się do klinik selekcji płci to kobiety pragnące urodzić dziewczynkę. Badanie opublikowane w 2009 r. na internetowej stronie Reproductive Biomedicine Online wykazało, że 70 proc. Amerykanek białej rasy decydujących się na PGD, pragnie mieć córki. Kobiety pochodzenia indyjskiego i chińskiego wolą chłopców.

Skąd się to bierze? W USA family balancing poprawia ludziom samopoczucie, bo sprawia wrażenie, że mamy do czynienia z racjonalnym planowaniem rodziny. Czy w takiej sytuacji wybór płci żeńskiej dla dziecka nie jest przejawem seksizmu? Dla Jenifer Merril Thompson, sprawa była prosta: Nie lubię sportu. Nie lubię agresywnych gier. Nie lubię wielu rzeczy, którymi zajmują się chłopcy. Jest autorką książki „Chasing the Gender Dream”, którą sama wydała. Opisuje w niej technikę selekcji płciowej, jaką stosowała, by urodzić dziewczynkę. Użytkowniczki forów internetowych na takich stronach jak In-gender.com czy Genderdreaming.com mówią jednym głosem: chodzi o więź między kobietami. Związki, które łączyły je z matkami, chcą przenieść na relacje z córkami. Chcą wspólnie z nimi zajmować się „babskimi sprawami”, co nie byłoby możliwe, gdyby miały synów.

Fakt, że zdrowe kobiety poddają się niepotrzebnym zabiegom medycznym w imię selekcji płciowej, wzbudza niepokój Amerykańskiego Towarzystwa Medycyny Reproduktywnej. Istnieje także ryzyko, że lekarze, parający się dotychczas leczeniem niepłodności, zajmą się teraz bardziej lukratywną działalnością związaną z selekcją płciową. Kolejny problem to ewentualne szkody psychiczne u dzieci urodzonych tą metodą. Zachodzi obawa, że będą poddawane presji, by sprostać stereotypom płci, którą wybrali i za którą zapłacili rodzice.

To eugenika z wykorzystaniem najnowszych zdobyczy technologii – mówi Marcy Darnovsky, szefowa Center for Genetics and Society, organizacji non profit zajmującej się technologiami reproduktywnymi. – Jeśli kogoś stać na wysiłek i wydatki, by wybrać płeć dziecka, pogłębia stereotypy związane z płcią, które są szkodliwe dla dziewczynek i kobiet. A co będzie, jeśli urodzi się dziewczynka, która zapragnie grać w koszykówkę? Przecież nie da się odesłać jej do producenta! Mimo licznych wątpliwości wysuwanych przez część etyków, wszystko wskazuje na to, że selekcja płciowa, jak wiele innych aspektów medycyny reproduktywnej, w dalszym ciągu będzie w USA legalna, tyle że nieuregulowana.

Autorka jest kanadyjską dziennikarką prasową i telewizyjną. Dziennk „The Globe and Mail” umieścił ją na liście 100 najbardziej wpływowych kobiet w Kanadzie. Obecnie mieszka i pracuje w Nowym Jorku.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną