Ivano Perego był wschodzącą gwiazdą biznesu w Lombardii. Znany jako przystojny, rzutki 39-latek, dobry znajomy mediolańskich polityków, bywalec najlepszych lokali i klubów Mediolanu. Słynął z fantazji, poczucia humoru i szerokiego gestu. Stał na czele Perego General Contractors, imperium zajmującym się budową dróg, budynków, transportem i utylizacją toksycznych odpadów z rocznymi obrotami 150 mln euro. Wreszcie w lipcu 2010 r. do jego drzwi zapukała policja. 8 listopada br. na sali sądowej w bunkrze na terenie mediolańskiego więzienia San Vittore, prokurator zażądał dla Peregi 14 i pół roku więzienia za mafijne uwikłanie, a właściwie za oddanie firmy w ręce klanu Strangio. Tego samego, który w ramach wewnętrznych porachunków ’ndranghety 5 lat temu urządził krwawą łaźnię w niemieckim Duisburgu, w której zginęło sześciu gości włoskiej restauracji.
Peregę w mafijne sidła wplątał kryzys i tarapaty finansowe. Opowiedział śledczym, że jego firma popadła w spore kłopoty już w 2008 r. Zaczął więc szukać menedżera, który uporządkuje firmę, bo rozrosła się za bardzo jak na czasy kryzysu. Co gorsza, banki zaczęły odmawiać kredytów, brakowało zamówień. Wtedy biznesowi znajomi polecili mu Andreę Pavonego, świetnie ustosunkowanego, zdolnego menedżera pochodzącego z kalabryjskiego Bari, od lat mieszkającego w Mediolanie, finansowej stolicy Włoch. Pavone już po miesiącu pracy stwierdził, że zagrożoną bankructwem firmę uratować mogą jedynie inwestorzy i obiecał ich znaleźć.
Przyprowadził do Peregi przedstawicieli funduszu powierniczego z siedzibą w Londynie, którzy z miejsca obiecali wpompować w General Contractors 20 mln euro.