Czy transparentność oznacza postęp?
Iwan Krastew: Mogłaby być ważnym instrumentem politycznym. Ostatnio jednak stała się motorem depolityzacji i narzędziem służącym do administrowania zaufaniem, a nie do jego budowania. Wpaja obywatelom przekonanie, że nie powinni ufać systemowi politycznemu. Sprawia wrażenie, że im więcej informacji o tym, czym zajmują się politycy, tym lepsza polityka. Podstawowe pytanie brzmi jednak: jak przywrócić zaufanie ludzi do instytucji politycznych? Instytucje demokratyczne mogą działać tylko przy pewnym stopniu zaufania do państwa.
Transparentność nie jest pierwszym krokiem?
Niekoniecznie. Nie jest możliwy do osiągnięcia poziom, na którym każdy będzie przekonany, że rząd działa w sposób transparentny. Zbyt wielu ludzi jest obecnie zbyt nieufnych. A nie ma nic bardziej podejrzanego niż rząd, który kładzie nacisk na swoją transparentność. Ale jest też problem praktyczny. Gdyby udało się osiągnąć maksymalną transparentność, obywatele nie byliby w stanie śledzić wszystkich poczynań rządu, nawet gdyby zajmowali się tym przez 24 godziny na dobę.
Czy transparentność jest koniecznym warunkiem, by obywatele mieli wrażenie współdecydowania o swoich losach?
Na pewno, tak jak powiedziałem, może być wspaniałym narzędziem. Nie powinna być jednak podstawowym celem demokratycznej polityki. Każda decyzja polityczna ma zarówno pozytywne, jak i negatywne następstwa. Procesy decyzyjne nigdy jednak nie mogą przebiegać w sposób całkowicie transparentny. Co innego w gospodarce. Tam istnieją wymierne kategorie, jak pieniądze czy inwestycje, znacznie łatwiejsze do prześledzenia. Jeśli jednak będziemy się starać wyjaśnić to, co dzieje się w polityce, w większości przypadków nie zrozumiemy, dlaczego podjęto określone decyzje. Moralność, kultura, tożsamość, religia, przyjaźnie – to wszystko odgrywa jakąś rolę.
Pełna wersja artykułu dostępna w 49 numerze "Forum".