Świat

Włoski bumerang

Monti rezygnuje, Berlusconi wraca do gry

Kiedy w listopadzie zeszłego roku Silvio Berlusconi odchodził z rządu prasa pisała, że jest to przełom w polityce, historyczna decyzja i koniec pewnego rozdziału w historii Włoch. Wszyscy byli niemal zgodni, że to upadek wielkiego Silvio, i że niezatapialny premier do polityki już nie wróci.

Wtedy rzadko kto przypominał, że Berlusconi mimo że usunął się w cień, nadal pozostał przywódcą Ludu Wolności, czyli najliczniejszej partii we włoskim parlamencie, a Mario Monti, któremu powierzono wówczas kierowanie rządem, od początku musiał się liczyć ze zdaniem Berlusconiego i jego partii.

Dlatego teraz, kiedy Lud Wolności wycofał w głosowaniu nad wotum zaufania dla rządu swoje poparcie, a Berlusconi ogłosił, że dla dobra Italii musi ponownie stanąć do walki o fotel premiera, Monti nie miał wyjścia. Ogłosił więc, że dopilnuje jeszcze ustawy budżetowej na 2013 r. i kiedy ta przejdzie przez parlament, on sam poda się do dymisji. Wybory prawdopodobnie odbędą się w lutym przyszłego roku, a Berlusconi - jak bumerang - znowu będzie próbował w nich swoich sił.

Profesor Monti, jako doświadczony ekonomista i technokrata powoli wyciągał Włochy z kryzysu. A teraz po roku względnej stabilności i odzyskiwania międzynarodowego zaufania Italia znowu pogrąża się w zawirowaniach politycznych. A mogła – jaki pisze dziennik „La Stampa” - stawać się normalnym, przewidywalnym i nawet nieco nudnym krajem, który nie musi się już niczego wstydzić, może być w Europie i odnieść w niej sukces. Przez ostatni rok była bliska takiego stanu. Teraz wszystko zaczyna się sypać. Na rynkach już szykuje się powolna wyprzedaż włoskich obligacji, a zaraz po ogłoszeniu decyzji Montiego, różnica między oprocentowaniem dziesięcioletnich obligacji włoskich i niemieckich wzrosła o 10 proc.

Berlusconi nie dalej jak dwa miesiące temu został skazany za oszustwa podatkowe, czeka jeszcze na proces za seks z nieletnią i nadużywanie swojej pozycji, żeby wydostać swoją marokańską przyjaciółkę z aresztu. Nie ma jednak żadnych skrupułów. Twierdzi, że wyrok za podatki jest polityczny i zapowiada odwołanie się od niego. Kolejnych procesów się nie boi i dziś, bez mrugnięcia powiek, wygłasza oświadczenia, w których mówi o odpowiedzialności za kraj. Oświadcza też, że choć nie miał wcześniej takiego zamiaru, musi kandydować na premiera, bo Italia go potrzebuje.

A najdziwniejsze jest to, że Włosi, mimo licznych gaf, nieudolności Berlusconiego i niemal nienawiści jaką darzyli go jeszcze w zeszłym roku, dzisiaj znowu rozważają czy oddać na niego swój głos. Po roku zaciskania pasa i niezrozumiałych dla wielu z nich oszczędności Berlusconi jawi się im jako dobry wujek, który mówił to co chcieli słyszeć, był zabawny i rubaszny. Monti zaś ciął i wymagał. Nie owijał w bawełnę, nie obiecywał gruszek na wierzbie i w dodatku często mówił językiem, którego ulica nie rozumiała. Ile można? Włosi mają dość, chcą swojego starego, wypróbowanego Berlusconiego, który do niczego ich nie będzie zmuszał, a oszczędności znajdzie gdzieindziej. Pytanie tylko gdzie?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną