Nikt nie kwestionuje znakomitego przygotowania Kerry’ego do nowej roli. Jako syn ambasadora od dziecka oswajał się z arkanami dyplomacji. W Senacie od lat zasiada w komisji spraw zagranicznych, a od 2009 r. jest jej przewodniczącym. Na prośbę Hillary Clinton odbył ostatnio kilka misji do Azji Południowej. Udało mu się przekonać prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja do powtórzenia sfałszowanych wyborów. Uśmierzył również gniew rządu w Islamabadzie po tym, jak amerykańscy komandosi zabili Osamę ibn Ladena na terytorium Pakistanu.
Podobnie jak pani Clinton, Kerry raczej nie będzie architektem, tylko wykonawcą polityki zagranicznej, która za prezydentury Obamy powstaje w Białym Domu. Nie należy do wewnętrznego kręgu doradców prezydenta, ale w jego lojalność nikt nie wątpi – Kerry był jednym z pierwszych polityków demokratycznych, którzy postawili na Obamę: w 2008 r. poparł go w prawyborach przeciwko Hillary. Z kolei Obama był głównym mówcą podczas konwencji w 2004 r., na której Kerry oficjalnie został kandydatem demokratów na prezydenta. Z Obamą łączy Kerry’ego wspólna wizja świata i roli, jaką powinna odgrywać w nim Ameryka – obaj wierzą w multilateralizm, współpracę z ONZ, traktaty międzynarodowe, soft power i dialog z wrogami USA oraz uważają, że użycie siły ma sens tylko w ostateczności. Są też pragmatykami – nie ulegają ideologii amerykańskiej „misji” w obronie praw człowieka, nie chcą też siłą urządzać obcych krajów. Tym różnią się od neokonserwatystów.
Biorąc pod uwagę jego aktywność w Senacie, Kerry nie będzie podejmował gwałtownych ruchów wobec Iranu – nie popierał np. uznania irańskiej Gwardii Rewolucyjnej za organizację terrorystyczną i mówił, że wierzy w racjonalność ajatollahów w sporze o broń atomową. Z drugiej strony, uchodzi też w Kongresie za jednego z największych przyjaciół Izraela – w 2010 r. bronił Tel Awiwu po kontrowersyjnym rajdzie izraelskich komandosów na flotyllę z pomocą dla Palestyńczyków. To jak dotychczas głosował w Senacie może też sugerować, że bardziej od swoich poprzedników w Departamencie Stanu będzie mu zależeć na międzynarodowym porozumieniu klimatycznym.
Zapowiedź nominacji Kerry’ego wywołała wyraźną satysfakcję w Moskwie. Borys Mieżujew, rosyjski ekspert od spraw międzynarodowych, oczekuje, że sekretarz Kerry będzie bardziej elastyczny, zwłaszcza w sprawie resetu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Czy potwierdza to obawy polskiej dyplomacji, że następca Hillary Clinton będzie mniej od niej wyczulony na nasze interesy? Jako kandydat na prezydenta w 2004 r. Kerry nie wykazywał specjalnego zainteresowania Polską i w ogóle Europą Środkowo-Wschodnią. Ale znowu – zainteresowania takiego nie przejawia też sam Obama, a nowy sekretarz stanu będzie po prostu realizował jego politykę.