Dziesiątki tysięcy ludzi na Kapitolu, refleksyjna na wskroś religijna inwokacja, koncerty chórów, znani artyści, salut armatni, bale inauguracyjne. Jest też odniesienie do historii. W tak tragicznym dla nas 1863 roku - w USA zniesiono niewolnictwo, temat równości obywateli był jednym z motywów całej inauguracji.
W przemówieniu Obama nawiązał do Deklaracji Niepodległości: - Uważamy za oczywiste te oto prawdy, że wszyscy ludzie stworzeni równymi, że są obdarzeni przez swego Stwórcę niezbywalnymi prawami, jak Życie, Wolność i Dążenie do szczęścia – przypomniał prezydent ten piękny tekst - Robimy wszystko, by prawa te realizować. Ale też ostrzegł, że „oczywiste prawdy” nie oznaczają samospełniających się prawd. Zwycięstwa zawsze będą tylko częściowe i te same obietnice i zobowiązania będziemy powtarzać za 4 lata, i znowu za 4, i w dalszej przyszłości. W przemówieniu Obamy odbił się więc patos i realizm.
W 1863 roku na szczycie waszyngtońskiego Kapitolu umieszczono Statuę Wolności; z tym wydarzeniem związano hasło tegorocznej inauguracji - „Wiara w przyszłość Ameryki”. Wiara ta z pewnością może pozostać niewzruszona, przynajmniej w tym pokoleniu. USA pozostają najsilniejszym krajem świata. Co więcej, przełamała kryzys gospodarczy, dziś wskaźnik wzrostu PKB wynosi 2,6 proc., wyraźnie lepiej niż w Europie. Jednak problemy świata pozostają bez wielkich zmian i też bez wielkich perspektyw na radykalną poprawę. Z inauguracją zbiegł się tragiczny zamach terrorystyczny w Algierii, który dowodzi, że wojna z terroryzmem pozostaje na porządku dnia. Iran i Korea Północna tworzą napięcia regionalne. Tak zwany „proces pokojowy” na Bliskim Wschodzie raczej pogarsza sytuację Palestyńczyków niż ją poprawia. W Afganistanie szykuje się wprawdzie wycofanie wojsk, ale nie widać gwarancji stabilności. Zwycięstwa będą tylko częściowe. Oczywiste prawdy nie oznaczają samospełniających się prawd.