Jak podała agencja Associated Press, to najbardziej tragiczny w skutkach finał zabawy w lokalu nocnym od dekady. Do wybuchu pożaru doszło w niedzielę około godz. 2. nad ranem najprawdopodobniej tuż po tym, jak jeden z występujących na scenie członków zespołu muzycznego odpalił racę. Pokaz pirotechniczny miał uatrakcyjnić koncert, ale przez nieuwagę stał się przyczyną tragedii. Od iskier zajął się ogniem sufit i cały lokal błyskawicznie stanął w płomieniach.
Gdy doszło do pożaru, ludzie w panice zaczęli się wzajemnie tratować podczas próby dotarcia do jedynego w klubie muzycznym Kiss wyjścia. Wielu z nich zatruło się śmiertelnie toksycznym dymem. Setki ludzi z tych, których udało się wydobyć z klubu przez wybite przez strażaków w ścianach dziury, przetransportowano do szpitali.
Ile dokładnie osób przebywało wówczas w klubie - do końca nie wiadomo. Na pewno ponad 500, choć zdaniem dziennikarzy tamtejszej rozgłośni radiowej lokal mógł pomieścić 2000 osób, a według telewizji CNN w weekendy bywało ich tam nawet do 3000. Podczas sobotnich i niedzielnych imprez Kiss miał zwykle komplet, jako że lokal należy do najpopularniejszych tego typu miejsc w centralnej części stanu.
Do akcji ratowniczej zostały zaangażowane wszystkie lokalne jednostki straży pożarnej.